Witam wszystkich w tym wspaniałym dni, jakim są Święta Bożego Narodzenia. Po pierwsze chciałam życzyć wszystkim wszystkiego najlepszego, wspaniałej i rodzinnej kolacji, cudownego i pysznego jedzenia, szczęścia, zdrowia i co najważniejsze wspaniałych prezentów! Tak, jestem materialistką :D
Od razu życzę wszystkim wspaniałego Nowego Roku, gdyż do pierwszego stycznia na pewno nie będę pisała na żadnym z moich blogów. Po jutrze wyjeżdżam i nie będę miała dostępu do internetu.
Uwaga! Z okazji Świąt na końcu tego rozdziału znajdziecie bonus czyli... ucztę pod Rogiem Obfitości oczami Catona! Podoba się wam prezent ode mnie? Mam nadzieję.
Tak, dzisiaj wszystko się okaże, czy Clove zginie, czy przeżyje. Więc nie będę przedłużała tylko zaproszę was teraz do czytania.
________________________________
Z przerażeniem wpatruję się w złote tęczówki Thresha. Chłopak jest ze trzy razy większy ode mnie. Trzyma mnie w swych dłoniach jak szmacianą lalkę. Nie mam jak się przed nim bronić, noże wypadły mi, gdy mnie uniósł. Chłopak obraca mną i ciska o twardą ziemię. Czuję zniewalający ból, rozchodzący się po ciele. Odbiera go każdy mój nerw. Drgam, słysząc ryk Thresha, przepełniony wściekłością. Jest to bardzo zaskakujące, jak dotąd zawsze mówił półgłosem. Żałuję, że nie chciał się do nas przyłączyć, żałuję, że to ja chciałam zabić Katniss. Czuję, że nie mam szans z nim wygrać. Jest zbyt potężny i silny.
Z przerażeniem wpatruję się w złote tęczówki Thresha. Chłopak jest ze trzy razy większy ode mnie. Trzyma mnie w swych dłoniach jak szmacianą lalkę. Nie mam jak się przed nim bronić, noże wypadły mi, gdy mnie uniósł. Chłopak obraca mną i ciska o twardą ziemię. Czuję zniewalający ból, rozchodzący się po ciele. Odbiera go każdy mój nerw. Drgam, słysząc ryk Thresha, przepełniony wściekłością. Jest to bardzo zaskakujące, jak dotąd zawsze mówił półgłosem. Żałuję, że nie chciał się do nas przyłączyć, żałuję, że to ja chciałam zabić Katniss. Czuję, że nie mam szans z nim wygrać. Jest zbyt potężny i silny.
-Co zrobiłaś
tamtej dziewczynce?! –wrzeszczy, patrząc ze złością na moją twarz. –Zabiłaś?
–pyta, podchodząc do mnie. Po raz pierwszy w życiu boję się, że zaraz umrę.
Cofam się na czworakach, ze strachem. Z trudem wydobywam z siebie dźwięki.
-Nie!
–bełkoczę. –Nie, to nie ja!
Mam ochotę
wyjawić mu całą prawdę, ale nie potrafię. Chcę mu powiedzieć, że żałuję, że Rue
zginęła, że chciałam ją uratować, ale Marvel był szybszy. Ale nie mogę. Nie
potrafię wydobyć z siebie choćby słowa.
-Powiedziałaś
jej imię. Słyszałem. Zabiłaś? –kręcę głową. Po jego minie widzę, że wpadł mu do
głowy inny pomysł. –Pocięłaś ją, jak chciałaś pociąć tę dziewczynę?
-Nie! Nie,
ja tylko… -w tym samym momencie dostrzegam w jego dłoni kamień wielkości
bochenka chleba. Otwieram szerzej oczy. Panika bierze nade mną górę, zwycięża
nad wszystkimi zasadami, jakich mnie nauczono.
-Cato!
–wrzeszczę. –Cato!
Drę się na
całe gardło. Dopiero teraz dociera do mnie jaki błąd popełniłam, idąc na
Igrzyska. Nie chcę zginąć, chcę wrócić do domu i żyć.
-Clove!
–słyszę odpowiedź Catona. Niestety jest on zbyt daleko, nie zdoła mi pomóc.
Zamykam oczy, nie chcąc patrzeć na swój własny koniec. Niech to będzie szybka i
bezbolesna śmieć. Przekładam dłoń do tyłu i czuję coś zimnego i ostrego.
Opuszkami palców łapię za trzonek jakiegoś noża. Skoro mam i tak zginąć, to z
klasą, jak prawdziwy wojownik. Otwieram oczy i wbijam nóż z całej siły w nogę
Thresha. Krew momentalnie zalewa mi ręce. Wyjmuje ostrze z ciała chłopaka i
wstaję. Budzi się we mnie mój duch walki, moja mordercza natura. Odsłaniam
groźnie zęby. Ale Thresh nie chce dać za wygraną. Wyjmuje zza pasa swój nóż, o
długim ostrzu. Można nawet nazwać to mieczem. Chłopak atakuje mnie. Celuje w
głowę, ale jestem zbyt szybka. Robię zwinny unik, pochylam się i przecinam jego
skórę na brzuchu. Chwilę później prostuję się pod wpływem bólu w okolicach
pleców. Thresh zdążył wbić mi nóż mimo swojej rany. Wolną ręką łapię go za włosy
i obracam tak, aby stał do mnie plecami. Udaje mi się to z trudem, bo trybut
jest bardzo silny. Czuję spływającą, ciepłą ciecz na moim ramieniu. Odpycham
chłopaka od siebie mocnym kopniakiem w plecy. Słyszę cichy trzask i uśmiecham
się mimo woli. Ale nie doceniłam Thresha. Nie sądziłam, że jest on tak odporny
na ból. Może informacja o śmierci małej Rue dodaje mu sił? Chłopak bierze jakiś
mniejszy nóż i rzuca we mnie. Narzędzie przecina ramię, rozcina ścięgna.
Zaczynam mocno krwawić. Tętnica musiała zostać uszkodzona. I to do tego w
prawej ręce. Łapię się za ranę i rzucam na trybuta. Zwalam go z nóg i przebijam
rękę na wylot. Ale nie jestem wystarczająco silna. Thresh z łatwością zrzuca
mnie z siebie i przyciska do trawy. Przykłada miecz do gardła, ale kopię go w
brzuch, z całej siły. Pod wpływem uderzenia, chłopak zgina się z bólu, co
pozwala mi wstać. Skaczę na jedną z jego nóg. Słyszę głośny trzask i uśmiecham
się triumfalnie. Ale Thresh ponownie mnie zadziwia. Przecina moją nogę w
okolicach kolana. Syczę cicho z bólu i łapię się za ranę. Mięśnie obok kolana
są poważnie uszkodzone. Unoszę głowę i otwieram szerzej oczy. Mój przeciwnik
zdołał wstać i znów szykuje się do ataku.
-I co,
będziemy tak walczyć przez cały dzień? –pyta mnie cicho. –I tak niedługo będziesz
martwa.
-Dziś zginie
jedno z nas –odpowiadam głośniej. –I to będziesz ty.
Podchodzę do
niego i walę go pięścią w nos. Wykorzystuję chwilę nieuwagi i znowu obracam go
plecami do mnie.
-Wiesz co?
Nie zabiłam Rue. Zrobił to Marvel.
Całą swoją
energię wykorzystuję do przewalenia chłopaka na ziemię. Jej resztki mnie
opuszczają. Wiem, że nie będę się mogła dłużej bronić.
-A wiesz co
myślałam po jej śmierci? –spytałam chłopaka, patrząc w jego złote oczy. Widać w
nich determinację i ból.
-Ja chciałam
zabić go –szepcę mu do ucha i wbijam nóż w jego serce. Po chwili słyszę huk
armatni. Z trudem podnoszę się na drżących nogach. Czuję pulsowanie w głowie,
otacza mnie mocny zapach mojej własnej krwi. Dopiero teraz zauważam, że mam
przeciętą skórę na szyi, rozcięte plecy, łydki, brzuch krwawi, z kolana i
ramion leje się krew, strumieniami. Zastanawia mnie, kiedy to się stało, ale
robi mi się ciemno przed oczami. Czuję jak upadam, a ostatnie co pamiętam to
czyjeś silne ręce, ratujące mnie przed upadkiem.
_________________________________
BONUS
Wczesnym rankiem budzi mnie Clove. Patrzę na nią z uśmiechem. Cieszę się, że w końcu będę miał możliwość zabicia kolejnej osoby. Żałuję, że zgodziłem się na propozycję Clove. Sam od dawna marzyłem o zabiciu Everdeen. Ale teraz jest już za późno. Zgodziłem się i mogę jedynie żałować tej decyzji.
Szybko zjadam
kawałek królika i otrząsam się na myśl, że musiałem go kiedyś wypatroszyć i
obedrzeć ze skóry. Starając się o tym nie myśleć, kończę śniadanie.
-Ja przyczaję się tu, przy krzakach i będę na nią czekać. Ty w tym czasie znajdziesz
Kochasia –mówi do mnie Clove. Zgadzam się niezbyt chętnie. Spoglądam na nią
ostatni raz. Wiem, że dzisiaj mogę stracić sojuszniczkę, przyjaciółkę.-Powodzenia –mówię, odchodząc. Nie chciałbym żeby dziewczyna zginęła. Nie wyobrażam sobie powrotu do domu bez Clove. Przez ten jeden dzień stała się moją przyjaciółką, osobą na którą mogę liczyć. Wcześniej nie była dla mnie ważna. Cieszyła się ze śmierci Glimmer, nigdy nie lubiła blondynki. A na Glimmer mi zależało. Była piękna, powalała swoją urodą. Do tego była bezlitosna. Podobała mi się, to fakt.
Idę cicho po lesie, wypatruje Kochasia i jego dziewczyny. Gdybym znalazł teraz Everdeen, zginęłaby z mojej ręki. Przecież nie zawołałbym Clove, bo straciłbym wspaniałą okazję na zakończenie życia dziewczyny z ogniem. Czy jak na nią tam mówili. Mam też nadzieję, że złapię Thresha, tego idiotę co nie chciał się do nas dołączyć. O rudej nie myślę. Jej zabicie nie sprawiłoby mi większych trudności.
Pierwsze promienie słońca oświetlają liście drzew. Pewnie każda kobieta nazwałaby ten widok pięknym, ale mnie nie ruszają takie bzdety. Słońce jak słońce, nie ma się czym zachwycać.
Zaraz się zacznie uczta. Jak już się nie zaczęła. Słyszę świst powietrza. Ktoś biegnie w moją stronę. Staje za jednym z drzew i przygotowuje się do ataku. Kiedy ten ktoś jest tuż obok mnie, rzucam się na niego. A raczej na nią. Jest to bowiem dziewczyna z Piątki, ta ruda.
-Myślałaś, że uciekniesz co? –mruczę cicho. Rudzielec patrzy na mnie z przerażeniem. Spokojnie wyjmuję zza pasa swój miecz i obracam go w dłoniach. Dziewczyna przygląda się temu wszystkiemu ze strachem.
Przykładam ostrze do jej ramienia.
-Spokojnie –mówię cicho, patrząc w jej zielone oczy. –Trochę poboli i przestanie.
Wbijam miecz w jej ramię i rozcinam głęboko skórę, aż do kości. Dziewczyna zaczyna krzyczeć. Zakrywam dłonią jej usta, z uśmiechem patrzę na łzy spływające jej po policzkach. Tak dawno nikogo nie zabiłem! Krew zalewa mi ręce, udało mi się przeciąć tętnicę. Zamierzam po torturować trochę rudą i na końcu zostawić ją, żeby umarła w męce, wykrwawiła się na śmierć. Wtedy słyszę coś przerażającego. Krzyk tak dobrze znanej mi osoby.
-Cato! Cato!
Momentalnie wstaję. Nie obchodzi mnie, ze nie zabiłem tej rudej. I tak długo nie pożyje z tą raną.
-Clove! –odkrzykuję. Zaczynam biec w stronę polany. Każda sekunda jest dla mnie jak godzina. Boję się o Clove. Boje się, że stracę sojusznika, przyjaciela. Nie chcę tego. Oboje wrócimy do Dwójki, oboje wygramy. Clove nie zginie teraz, nie pozwolę na to.
Nie wiem ile tak biegnę. Wiem za to jedno. Jeśli ktoś zaatakował Clove, to miał wystarczająco dużo czasu, aby ją wykończyć.
Wbiegam na polanę. Na środku, na ziemi siedzi Clove. Widzę jak z trudem wbija nóż w serce Thresha. Rozlega się huk armatni. Dziewczyna wstaje. Z daleka dostrzegam głębokie rany na jej ciele. Krew leje się z pleców, brzucha, szyi, ramion i kolana. Oddycham z ulgą, ciesząc się, że przynajmniej wciąż żyje. Ale wtedy Clove robi coś głupiego. Wstaje i stoi tak z lekkim uśmiechem. Po chwili zaczyna się niebezpiecznie chwiać. Łapię ją zanim uderza głową w ziemię. Dziewczyna traci przytomność.
_____________________________
I jak wrażenia? Bonus się podoba? Bo mi niezbyt, ale mogło byc gorzej, huehue. Cieszycie się, że dzisiaj święta? Bo ja bardzo. Nadal nie wiem co dostanę na prezent. Ale jedno wiem na pewno. Jutro idę do kina na Hobbita. Przyznać się kto też?
Jeszcze raz życzę wszystkim Wesołych Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku.
Do zobaczenia w styczniu :)
Hmm, ciekawie to zakończyłaś. Nie spodziewałam się, że Clove przeżyje, myślałam że Twoja historia będzie w stylu "Romea i Julii".
OdpowiedzUsuńA z resztą sama nie wiem, co myślałam, bo było wspaniale. z czystej ciekawości porównałam sobie rozdział pierwszy i ten. Twój styl zmienił się diametralnie! Nigdy nie był fatalny, wręcz przeciwnie, bardzo dobrze się czytało, jednak teraz jest znacznie lepiej. Zadbałaś o opisy, dialogi, ogólnie jest świetnie. Gratuluje :)
Bonus dobry, jednak nie dorównuje do "normalnych" rozdziałów. Chyba trochę trudno było ci się wbić w charakter Cato, gdy przyzwyczaiłaś się do osobowości Clove. Ale mimo tego- wyszedł ci ten bonus!
Pozdrawiam, i życzę Wesołych Świąt!
Ja wszystko miałam zaplanowane od jakiegoś czasu. To, że Clove przeżyje :D Ten bonus -taaak, niezbyt mi wyszedł, ale dobrze, że chociaż tobie się podoba. Bardzo trudno opisać myśli Catona, przyzwyczaiłam się do Clove.
UsuńWesołych Świąt i dziękuję za miłą opinię ^^
Świetny, uwielbiam twoje opowiadanie. I jak pisałam wesołych świąt i fajnego sylwestra.
OdpowiedzUsuń-Lena
Tak się bałam, że Clove umrze! Nawet teraz nie jestem pewna w stu procentach, że nie umrze, bo w końcu straciła już tyle krwi. Jednak myślę, że gdybyś miała ją uśmiercić, to zrobiłabyś to w tej walce.
OdpowiedzUsuńBonus jest ok i zdaję sobie sprawę, że trudno Ci było wczuć się w Catona po tak długim czasie pisania jako Clove.
Mam nadzieję, że oboje przeżyją i razem wrócą do domu. ; )
Ponownie życzę wesołych świąt i szczęśliwego nowego roku! Do zobaczenia w styczniu!
K.
BOŻE, od samego początku serce mi waliło jak oszalałe. Tak się bałam, że uśmiercisz Clove! Ale co się stało z Katniss? Uciekła? Mam nadzieję, że wszystko się dobrze skończy : 3 Czekam na kolejny i pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńA ja wiedziałam, że jej nie uśmiercisz. W takim wypadku zakończyłabyś tamten rozdział wcześniej niż po przyjściu Tresha *ja detektyw* :D Jetem ciekawa co się stało z Katniss. Wesołych Świąt tak btw. ;)
OdpowiedzUsuńTak podejrzewałam, ze Clove nie zginie, teraz będziesz nas długo trzymać w niepewności, jesteś okrutna. bonus i opowiadanie są super. W ogóle to Wesołych Świąt, spełnienia marzeń i pijanego Sylwestra. ♥
OdpowiedzUsuńsuper teraz jeszcze muszą wygrać i będe przeszczęśliwa :*
OdpowiedzUsuńAC
Rozdział super,bonus też jest extra.Piszesz rewelacyjnie.Mam nadzieję że wszystko się dobze zakończy.
OdpowiedzUsuńTy sadystko !! Dodawaj nowy rozdział, bo ja przeczytałam bloga 4 razy i znam go na pamięć :))
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam wszystkie rozdziały z narażeniem że dostanę karę.Świetny blog i TY MASZ PO PROSTU TALENT!!
OdpowiedzUsuńJestem pod wielkim wrażeniem.
Czekam na kolejny rozdział z niecierpliwością.
przeczytałam wszystkie części naraz :D . Blog super, tylko że w niektórych momentach wieje fragmentami z książki :P . Ale ogólnie to najlepszy fanfick jaki czytałam *-*
OdpowiedzUsuńDługo szukałam fanficków o Igrzyskach Śmierci i znalazłam! I to z moją ukochaną Clovely w roli głównej *-*
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam w kilka godzin i już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału :)
Szczerze to nie orientuje się w Igrzyskach Śmierci, ale Twoje opowiadanie mi się spodobało, musze nadrobić poprzednie rozdziały :)
OdpowiedzUsuńA tak serio to trzymający w napięciu rozdział, do końca nie było wiadomo co z Clove! Lubie takie opowiadania. Chociaz jednak wole romanse.. ;)
Zapraszam do mnie:
http://lovelyshooes.blogspot.com/
dobrze że się jeszcze nie skończyło :)
OdpowiedzUsuńNie mogłam spać obudziłam sie o 6:30 i zaczęłam czytać tw blog.
OdpowiedzUsuńJej, ty to umiesz pisać! To jeden z najlepszych rozdziałów! Szkoda tylko, że Cato w bonusie zranił Liszkę, bo ją też bardzo lubię, i wolę jej śmierć z jagodami, niż możliwość wykrwawienia się na śmierć. Poza tym ŚWIETNY rozdział
OdpowiedzUsuńFajny rozdział i bonus :)
OdpowiedzUsuń