Podchodzę spokojnie do chłopaka, któremu przed zaledwie minutą wbiłam nóż w plecy, co w tych okolicznościach jest trochę dziwne. W końcu, wokół mnie zabijają się ludzie. Spokojnie wyjmuję nóż z jego pleców. Jeszcze dyszy więc bez wahania podrzynam mu gardło.
Widzę jakiegoś chłopaka. Trzyma on mały plecak. Chce uciec. Atakuję go. Wystarcza kilka machnięć nożem i już pada martwy na ziemię. Po lewej stronie widzę Catona, który mruga do mnie. Umówiliśmy się, że po bitwie spotkamy się przy rogu. Jestem pewna, że Cato się tam zjawi.
Niedaleko
niego stoi Glimmer. Znęca się nad jakąś dziewczyną. Idiotka. Zazdroszczę jej bo
jest ładna. No i Cato się nią interesuje. Odwracam się. Po prawej widzę Doma.
Walczy z tą dwunastolatką. Reaguję instynktownie. Biorę nóż i rzucam w ich
stronę. Chłopak przesuwa się lekko w lewo, dzięki czemu nóż wbija mu się prosto
w serce. Zanim dociera do mnie co zrobiłam, dziewczynka ucieka.
Szybko zajmuję się walką. Większość trybutów zdążyła uciec. Kiedy z pod rogu uciekają ostatni zauważam, że moi sojusznicy zniknęli. Pewnie poszli zapolować na tych co uciekli niezbyt daleko. Chodzę po polu bitwy. Zbieram wszystko co napotkam. Noże, włócznie, maczugi a nawet łuk. Do plecaków chowam jedzenie. Wszystko układam w duży stos przy rogu obfitości. Butelki napełniam wodą i dodaję do nich jodynę. Myję noże, bo są całe we krwi. Układam je.
Siadam na ziemi przy rogu i czekam. Czemu nadal ich nie ma? Minęło już sporo czasu. Kiedy zaczyna mi się nudzić liczę trupy. Przy okazji dobijam tych co jeszcze żyją. Słyszę armatnie strzały. Karzy strzał to jeden zabity trybut. Doliczam się jedenastu strzałów. Dziś zginęło jedenaście osób. Nawet niezły wynik. Podchodzę do jeziora. Nadlatuje poduszkowiec i zabiera ciała.
Kiedy zaczyna się ściemniać, wychodzą z lasu. Cato, Marvel, Ariadne i Glimmer. Żałuję, że ta ostatnia jeszcze żyje. Mimo to czuję ulgę.
Szybko zajmuję się walką. Większość trybutów zdążyła uciec. Kiedy z pod rogu uciekają ostatni zauważam, że moi sojusznicy zniknęli. Pewnie poszli zapolować na tych co uciekli niezbyt daleko. Chodzę po polu bitwy. Zbieram wszystko co napotkam. Noże, włócznie, maczugi a nawet łuk. Do plecaków chowam jedzenie. Wszystko układam w duży stos przy rogu obfitości. Butelki napełniam wodą i dodaję do nich jodynę. Myję noże, bo są całe we krwi. Układam je.
Siadam na ziemi przy rogu i czekam. Czemu nadal ich nie ma? Minęło już sporo czasu. Kiedy zaczyna mi się nudzić liczę trupy. Przy okazji dobijam tych co jeszcze żyją. Słyszę armatnie strzały. Karzy strzał to jeden zabity trybut. Doliczam się jedenastu strzałów. Dziś zginęło jedenaście osób. Nawet niezły wynik. Podchodzę do jeziora. Nadlatuje poduszkowiec i zabiera ciała.
Kiedy zaczyna się ściemniać, wychodzą z lasu. Cato, Marvel, Ariadne i Glimmer. Żałuję, że ta ostatnia jeszcze żyje. Mimo to czuję ulgę.
-Jesteście
wreszcie –mówię obojętnym tonem.
-Kilku chyba
myślało, że zdąży uciec.
Uśmiecham
się do nich. Wtedy zauważam, że nic nie przynieśli. Nic. Żadnej broni,
jedzenia, a nawet drewna. Zaczynam się denerwować. Każdy próbuje mi
wytłumaczyć, że nie mieli czasu. Nie mieli czasu. Nie było ich przez kilka
godzin. Te słowa denerwują mnie jeszcze bardziej. Złość sprawia, że krzyczę i
kopię. Biorę jeden z noży i rzucam w bliżej nieokreślonym kierunku. Narzędzie
wbija się w róg obfitości. Chyba stwierdzili, zew takim stanie jestem
niebezpieczna, bo Cato podchodzi do mnie, łapie mnie za ręce i krzyżuje je na
plecach. Próbuję się wyrwać z jego uścisku, ale jest zbyt silny. Trzyma mnie
tak dopóki się nie uspokajam. Trochę to trwa. W głębi duszy czuję, że sprawia
mi to przyjemność. W końcu to prawie tak jakby mnie przytulał.
Kiedy się uspokajam puszcza mnie.
Kiedy się uspokajam puszcza mnie.
-Idziemy do
lasu na polowanie. Przydasz się –mówi. Kiwam głową i biorę kilka noży. Jeden z
nich wyjmuję z rogu obfitości. Nóż nie wbił się głęboko, więc wyjmuję go jednym
pociągnięciem. Już mamy iść, ale zatrzymuje nas Ariadne.
-Gdzie jest
Dom? –pyta. No tak, oni nie wiedzą. Przez chwile panuje cisza. Jednak biorę się
w garść i mówię.
-On... On nie
żyje.
Dziewczyna
patrzy na mnie.
-Skąd wiesz?
–pyta ostrożnie.
-Widziałam
jak zginął.
-Nie wierzę
–mówi. Siada na ziemi i patrzy w niebo. Po chwili ukazuje się godło Panem.
Słychać hymn. Pokazują twarze zabitych. Zdjęcie Doma ukazuje się jako drugie.
Ariadne wbija wzrok w ziemię. Bierze głęboki wdech i wstaje.
-Chodźmy
już.
Bierzemy
broń i wchodzimy do lasu. Dopiero teraz go zauważam. Chłopak z Dwunastki.
Kochaś. Szybko zadaję pytanie.
-Co on tutaj
robi?
Świetne :) Podoba mi się żywiołowość twojej Clove.
OdpowiedzUsuńŚwietne :) ! Szkoda tylko, że ominęłaś wywiad ... :< Ale itak to wszystko jest GENIALNE !
OdpowiedzUsuńCzekajcie jednego nie rozumiem.......... No tak zakochała się w nim i co i tyle??? 11 rozdział a tu ani widu ani słychu tej ich miłości wilkiej... FOH ;-<
OdpowiedzUsuń