Kiedy się budzę, pierwszym na co zwracam uwagę, jest fakt, że moja mama jeszcze śpi. No tak, dziś dożynki, każdy chce dłużej pospać, przemyka mi przez myśl, gdy kręcę głową z politowaniem. Szybko ubieram się w pierwszą rzecz, która nawinie mi się pod rękę. Wychodzę na dwór. Muszę się przejść, wszystko przemyśleć.
Przechadzam się po szarych ulicach Drugiego Dystryktu, jednego z dwunastu. Tworzą one państwo Panem. Mimo, że jest on najbogatszy, to i tak nienawidzę tego miejsca.
Na ulicach nikogo nie ma, najwidoczniej wszyscy śpią. Nie, żebym im się dziwiła, w poprzednich latach w dniu dożynek również wstawałam trochę przed dwunastą, by szybko przygotować się do tej uroczystości.
Zawracam i idę do domu. Po drodze mijam doskonale znane mi budynki, w tym kompleks sportowy, w którym się mieszczą sale treningowe. Miejsce do którego chodziłam przez ostatnie dziesięć lat.
Wchodzę do domu. Gdy tylko przekraczam próg, słyszę mamę.
- Clove! Chodź tu na moment!
No tak, już się obudziła, wzdycham. Odwieszam kurtkę na wieszak przy drzwiach i wchodzę do jej pokoju.
- Clove, na dożynki przygotowałam ci tę liliową sukienkę. Jest w twoim pokoju.
Też miło mi cię widzieć, mamo, myślę i odgarniam włosy z twarzy. Najwidoczniej ta kobieta nie uważa, by powitanie było istotną częścią dnia.
Idę do swojego pokoju. Sukienka wisi na oparciu krzesła, obok ktoś postawił buty do kompletu. Uśmiecham się. Ten strój kiedyś należał do mojej cioci, rodzinnej piękności, ale gdy z niego wyrosła, podarowała mi suknię w prezencie. Jeszcze nigdy nie cieszyłam się aż tak bardzo z jakiegokolwiek podarunku.
Szybko wciągam na siebie sukienkę i oddycham głęboko. Przed oczami mam obraz mojej cioci, jej włosy powiewają na wietrze, a usta wykrzywione są w najpiękniejszym uśmiechu świata. Tylko spokojnie, powtarzam sobie w myślach i odwracam się w stronę lustra. Ręce mi opadają. Nie ma ciemnowłosej piękności, nie ma powalającego uśmiechu. Jestem tylko ja i moje rozczochrane włosy. Nigdy nie potrafiłam nad nimi zapanować.
Powoli rozczesuję ciemne pukle i staram się rozchmurzyć. Muszę być piękna. Ta suknia na to zasługuje.
Wychodzę z pokoju. Śniadanie jest już gotowe, ale nie jestem głodna, więc zjadam tylko jedną kanapkę. Zresztą najem się w Kapitolu. W końcu ile się mówi o ich wspaniałej kuchni!
Wstaję od stołu, tato już czeka na mnie przy drzwiach. Zaraz się zacznie, a u mnie w rodzinie na dożynki zawsze szło się razem. Odwracam się do mamy.
- Ty nie idziesz?
- Nie, strasznie mnie boli głowa.
Unoszę brwi: Serio?, pyta mój wzrok, ale nie wnikam. Niech sobie siedzi sama, skoro chce. Odwracam się w stronę drzwi i kładę dłoń na klamce.
- Clove, tylko nie rób głupstw. - Słyszę jeszcze jej głos.
Nawet się nie odwracam. Szybko wychodzę.
Przypominają mi się poprzednie dożynki. Najgorsze, w jakich kiedykolwiek przyszło mi uczestniczyć. Już wyszłam z szeregu, żeby się zgłosić. Otworzyłam usta... i wtedy mama krzyknęła:
- Clove! Nie rób tego! Zginiesz, nie jesteś dość silna! Błagam, Clove!
Od razu poczerwieniałam na twarzy. Ktoś wykorzystał sytuację i się zgłosił, a ja stałam na środku otoczona rozbawionymi spojrzeniami swoich rówieśników. Uległam jej prośbom choć mnie ośmieszyła. Ale tym razem nikt mnie nie powstrzyma.
Dochodzimy na plac. Staję w kolejce.
- Następny!
Podaję rękę kobiecie, która wbija mi w palec coś, na co nawet nie znam nazwy. Bierze moją dłoń i przyciska do kartki. Zostaje na niej krew. Przykłada czytnik.
- Następny!
Odchodzę i idę do rzędu, gdzie stoją inne szesnastolatki. Witam się z niektórymi cicho, gdy na scenę wchodzi burmistrz. Jak co roku czyta o mrocznych dniach, tłumaczy, dlaczego mamy Głodowe Igrzyska. Co roku te same brednie. Zaraz po nim do mikrofonu podchodzi Keri. Jest to pokręcona kobieta, którą przysłali Kapitolińczycy, by opiekowała się trybutami. Dlaczego akurat w Dwójce? Nie miałam pojęcia, ale byłam prawie w stu procentach pewna, że ta opiekunka powinna odwiedzić jakiegoś dobrego psychologa. Podobno w Kapitolu takich mają...
Keri mówi, jaki to zaszczyt być tutaj z nami i opiekować się naszym Dystryktem. Zapowiada "super cudowny" film z Kapitolu, ale nawet go nie oglądam... zawsze puszczają to samo, tę krótką "produkcję" znam już na pamięć.
Kiedy się kończy, Keri znów przemawia.
- Nadszedł czas aby wybrać jednego młodego mężczyznę i kobietę, którzy będą mieli zaszczyt reprezentować dystrykt drugi w siedemdziesiątych czwartych Głodowych Igrzyskach! Jak zawsze... panie mają pierwszeństwo!
Podchodzi do kuli z nazwiskami dziewcząt, już ma wyciągnąć karteczkę, ale ja jestem szybsza. Wychodzę z szeregu.
- Zgłaszam się na ochotnika!
Spojrzenia wszystkich kierują się w moją stronę. Wykrzywiam usta w uśmiechu, który mówi im: Tak, zrobiłam to, matka mnie nie powstrzymała, nie tym razem.
Szybko wchodzę na scenę i staję obok Keri. Tato mnie nie powstrzymał. Wiedziałam, że tego nie zrobi. Słyszałam jak mama prosiła go, żeby mnie powstrzymał. Obiecał, że to zrobi. Ale stało się inaczej. Uśmiecham się do niego.
- Jak się nazywasz?
Delikatnie unoszę brwi i z pogardą spoglądam na żółto-zieloną perukę opiekunki.
- Clove Allison - odpowiadam ze spokojem i wzrokiem przeszukuję tłumy stojące na placu.
- Brawa dla naszej trybutki!
Wszyscy klaszczą, jednak w oczach części dziewczyn widzę złość. Nie ja jedyna chciałam pójść na Igrzyska, co roku jest tysiące chętnych, a wszyscy tak samo wyszkoleni w zabijaniu, jak ja.
- Teraz pora na wylosowanie trybuta wśród chłopców!
Jednak zanim Keri wyjmuje karteczkę, jakiś chłopak krzyczy:
- Zgłaszam się na ochotnika!
Tłum się rozstępuje, aby go przepuścić. Po chwili na scenę wchodzi wysoki, umięśniony blondyn. Marszczę się delikatnie. Jestem pewna, że skądś go znam...
- Jak się nazywasz?
- Caton Reese.
No tak, Cato, dociera do mnie. Pamiętam go z treningów i nie są to zbyt miłe wspomnienia.
- Brawa dla naszych trybutów, Clove Allison i Catona Reese!
Symbolicznie ściskamy sobie dłonie; jak zabawnie wygląda moja maleńka rączka przy nim! Drobna i krucha, którą wystarczy ścisnąć, by się rozpadła!
Keri bierze nas za ręce i wyprowadza z placu. W tłumie odnajduję twarz ojca, który patrzy na mnie z niepokojem. Ktoś ciągnie mnie za ramię i przepycha przez próg wejścia do Pałacu Sprawiedliwości. Drzwi zamykają się za nami.
Ok. Obiecałam sobie, że koniecznie tu zaglądnę. I tak jak się spodziewałam jest super! Nigdy w życiu nie wgłębiałam się w postać Clove! Może najwyższy czas zacząć. Sama się zgłosiła? Jeeej. Jestem trochę w szoku. wiedziałam, ze Cato, ale Clove też? Z chęcią zobaczę co dalej wymyśliłaś ^^ dziękuję za dodaje mojego linka na blogu Twoim o 25 Igrzyskach Głodowych! A teraz koniec paplania lecę czytać dalej!!! Niech los Ci sprzyja, Clove!
OdpowiedzUsuńnie widziałaś że sama się zgłosiła, bo się nie zgłosiła
UsuńZawodowcy sami zglaszali sie na igrzyska, wiec Clove tez -.-
UsuńNie wiedziałaś, że Clove się zgłosiła bo to nie prawda. Zawodowcy się zgłaszają w wieku 18 lat, to Cato się zgłosił, a Clove wylosowali, a poza tym to Clove i Cato sie znali i byli przyjaciółmi poza tym również oni się kochali .
UsuńTo są jej opowiadania wymyśla... No i co? Fajne? Nie? To po cholere czytasz?
UsuńNie zawsze się zgłaszali - było napisane, że zazwyczaj. Z tą miłością, to też nie do końca wiadomo. Ale to jest fikcja, kochani - tutaj nie czepiamy się takich rzeczy.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńBardzo podoba mi się twój blog, jest już w moich zakładkach. Kocham Igrzyska, ale nigdy nie zagłębiałam się nad postacią Clove, cieszę się, że postanowiłaś ją opisać ;) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńTrochę błędów stylistycznych i językowych, ale blog bardzo mi się podoba. Nie lubię blogów, ale Twój będę czytał ;)
OdpowiedzUsuńBłędy, powtórzenia, do tego, skąd mamy wiedzieć kto to Keri? Pierwszy rozdział w ogóle nie zachęca do pozostania na Twoim blogu, mam nadzieję, że dalej będzie lepiej.
OdpowiedzUsuńSzablon jest... nie chcę Cię obrazić, bo widzę, że sama go robiłaś, ale w ogóle mi się nie podoba. Pierwsze wrażenie jest najważniejsze, szablon powinien pokazać o czym będzie blog, czego się można spodziewać. Na nagłówku widzę Clove, a z tyłu skrzypce i nuty. Gdyby nie adres bloga, pomyślałabym, że piszesz historię nastolatki z zamiłowaniem do muzyki. Duży minus za szablon
Podoba mi się ;)
OdpowiedzUsuńWciąga tak, że czytasz i nie możesz doczekać się dalszej części.
Też prowadzę bloga, jest on o ostatnich głodowych igrzyskach: tych, w których miała wziąć udział wnuczka Snowa.
Zapraszam, a ciebie daję do obserwowanych :)
ostatnieigrzyska.blogspot.com
Bardzo ciekawy początek. Lecę czytać dalej, bo mam trochę do narobienia ;)
OdpowiedzUsuńCiekawie się zapowiada :)
OdpowiedzUsuńSuper. Też mam bloga. Zajrzysz?
OdpowiedzUsuńhttp://peetnissstorybymighteray.blogspot.com
Świetne :) Również prowadzę blog o Igrzyskach więc jeśli będziesz miała chwilkę to zajrzyj ♥ http://patrycja2015.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńPiękne ;). Bardzo mi się podoba, jednak Clove się nie zgłosiła i to jeden malutki błąd ;)!
OdpowiedzUsuńPiękne ;). Bardzo mi się podoba, jednak Clove się nie zgłosiła i to jeden malutki błąd ;)!
OdpowiedzUsuń