Do pokoju wchodzi Keri, wciąż z idiotyczną zielono-żółtą peruką na głowie. Podchodzi do mnie.
- Chodź Clove. Zaraz wyjeżdżamy.
Dopiero teraz zwracam uwagę na jej wygląd. Ma jasne, falowane włosy do ramion, a co do tego, że to peruka nie mam żadnych wątpliwości. Ubrana jest w niebieską sukienkę na ramiączkach w odcieniu bezchmurnego nieba... albo morskim, ale nie jestem pewna, bo nigdy nie widziałam morza. Buty mojej opiekunki oczywiście są niebieskie i mają bardzo wysokie obcasy. Jak można chodzić w czymś takim?
- O już jesteście – mówi Keri z uśmiechem. Patrzę w bok i widzę Catona. Prowadzi go Lyme, nasz mentor... albo mentorka, gdyż jest to kobieta, ale nie zwykłam zawracać sobie głowy takimi szczegółami.
Wsiadamy do czarnego samochodu i jedziemy na dworzec, oczywiście pod nadzorem Strażników Pokoju. Jak co roku, na peronie roi się od kamerzystów, lecz prócz nich czekają na nas obywatele dwójki, aby się z nami pożegnać. Przez chwilę stoimy w drzwiach wagonu aby kamery nasyciły się naszym widokiem. Nie żeby było czym, ja urodę nie grzeszę, zakładam, że to Cato pojawia się na ekranie, ze swoimi rozmierzwionymi przez wiatr włosami i powalającym spojrzeniem.
Wsiadamy do czarnego samochodu i jedziemy na dworzec, oczywiście pod nadzorem Strażników Pokoju. Jak co roku, na peronie roi się od kamerzystów, lecz prócz nich czekają na nas obywatele dwójki, aby się z nami pożegnać. Przez chwilę stoimy w drzwiach wagonu aby kamery nasyciły się naszym widokiem. Nie żeby było czym, ja urodę nie grzeszę, zakładam, że to Cato pojawia się na ekranie, ze swoimi rozmierzwionymi przez wiatr włosami i powalającym spojrzeniem.
W końcu wchodzimy do pociągu, na co oddycham z ulgą. Nie jestem piękna ani nawet ładna, dlatego niepewnie czuję się przed kamerami.
Pojazd rusza, a prędkość zapiera dech w piersiach. Nie jedziemy jakimś zwykłym pociągiem tylko jednym z kapitolińskich bolidów! Jeżdżą one ze średnią prędkością czterystu kilometrów na godzinę, co dla zwykłych mieszkańców dystryktów jest niezwykle imponującym wynikiem.
Pojazd rusza, a prędkość zapiera dech w piersiach. Nie jedziemy jakimś zwykłym pociągiem tylko jednym z kapitolińskich bolidów! Jeżdżą one ze średnią prędkością czterystu kilometrów na godzinę, co dla zwykłych mieszkańców dystryktów jest niezwykle imponującym wynikiem.
- Jutro będziemy w Kapitolu – informuje nas Keri, a ja otwieram szerzej oczy. Tak szybko?, mam ochotę zapytać, ale milczę. Już jutro zobaczę najważniejsze miasto w całym Panem. Już jutro znajdę się w stolicy świata.
Opiekunka prowadzi mnie do mojego wagonu i informuje, że mogę robić co chcę, włożyć co chcę, wszystko jest do mojej dyspozycji, ale za godzinę mam być gotowa do kolacji. I mam się na niej zjawić, bo będą omawiane bardzo ważne sprawy, które wpłyną na całe szkolenie. Uśmiecham się tylko, mówię, że oczywiście przyjdę i gdy Keri odchodzi, przewracam oczami i wymownie spoglądam w sufi. Ważne sprawy, taaaa, jasne.
Wchodzę do pokoju. Pomieszczenie w jakim się znalazłam jest urządzone jeszcze wykwintniej niż pokój w Pałacu Sprawiedliwości. Wielkie łoże ustawione jest w głębi pomieszczenia, pościel swym kolorem przypomina krew. Obok jest ustawiony mały stoliczek z jakiegoś ciemnego drewna, z takiego samego wykonane są inne meble i drzwi. Kryształowy żyrandol wisi wysoko nad moją głową i pobrzękuje co chwila cicho.
Obok szafy znajduje się wejście do łazienki, przestronnego pomieszczenia z różnymi urządzeniami, których przeznaczenia nie mogę się domyślić. Postanawiam wziąć gorący prysznic i szybko zrzucam z siebie liliową sukienkę mojej cioci. Niestety czeka mnie niespodzianka, albowiem w kabinie nie ma kurków tylko panel sterowania z mnóstwem przycisków. Wciskam jeden z nich i zaraz oblewa mnie strumień przyjemnie chłodnej wody. Przez chwilę bawię się przyciskami, aż wyreguluję jej temperaturę i przymykam powieki. W domu nie mamy prysznica ani bieżącej ciepłej wody. Chyba, że latem.
Wychodzę z kabiny. Wycieram się puszystym, miękkim ręcznikiem i wyjmuję z szuflady szczotkę. Kapitolińczycy najwidoczniej pomyśleli o wszystkim, stwierdzam, gdy rozczesuję włosy i związuję je w wysoką kitkę. W moim pokoju jest wszystko, a znalezione w szafie ubrania leżą na mnie idealnie. Wyjmuję pierwszą lepszą koszulkę i krótkie spodenki. W sukience czułabym się niepewnie, nie jestem przyzwyczajona do noszenia takich rzeczy.
W ostatniej chwili przypominam sobie o bransoletce. Szybko zakładam ją na rękę.
Wchodzę do pokoju. Pomieszczenie w jakim się znalazłam jest urządzone jeszcze wykwintniej niż pokój w Pałacu Sprawiedliwości. Wielkie łoże ustawione jest w głębi pomieszczenia, pościel swym kolorem przypomina krew. Obok jest ustawiony mały stoliczek z jakiegoś ciemnego drewna, z takiego samego wykonane są inne meble i drzwi. Kryształowy żyrandol wisi wysoko nad moją głową i pobrzękuje co chwila cicho.
Obok szafy znajduje się wejście do łazienki, przestronnego pomieszczenia z różnymi urządzeniami, których przeznaczenia nie mogę się domyślić. Postanawiam wziąć gorący prysznic i szybko zrzucam z siebie liliową sukienkę mojej cioci. Niestety czeka mnie niespodzianka, albowiem w kabinie nie ma kurków tylko panel sterowania z mnóstwem przycisków. Wciskam jeden z nich i zaraz oblewa mnie strumień przyjemnie chłodnej wody. Przez chwilę bawię się przyciskami, aż wyreguluję jej temperaturę i przymykam powieki. W domu nie mamy prysznica ani bieżącej ciepłej wody. Chyba, że latem.
Wychodzę z kabiny. Wycieram się puszystym, miękkim ręcznikiem i wyjmuję z szuflady szczotkę. Kapitolińczycy najwidoczniej pomyśleli o wszystkim, stwierdzam, gdy rozczesuję włosy i związuję je w wysoką kitkę. W moim pokoju jest wszystko, a znalezione w szafie ubrania leżą na mnie idealnie. Wyjmuję pierwszą lepszą koszulkę i krótkie spodenki. W sukience czułabym się niepewnie, nie jestem przyzwyczajona do noszenia takich rzeczy.
W ostatniej chwili przypominam sobie o bransoletce. Szybko zakładam ją na rękę.
Ktoś puka do drzwi.
- Clove, chodź już na kolację. - Słyszę i wzdycham. Znów ta irytująca kobieta, przechodzi mi przez myśl, nim wychodzę na korytarz.
Wraz z Keri podążam do jadalni, równie dobrze urządzonej co mój pokój. Przy stole siedzi Cato i Lyme, zawzięcie o czymś dyskutują. Zajmuję miejsce obok chłopaka i rozglądam się po wnętrzu. Ściany jadalni są wyłożone boazerią, otaczają mnie obite ciemnym aksamitem fotele i sofy. Następnie mój wzrok pada na zastawiony stół. Na sam widok potraw robię się głodna.
Zjadam zupę marchwiową, sałatkę z kotletami jagnięcymi, piure ziemniaczane, tort czekoladowy i sernik. Wszystko popijam sokiem pomarańczowym. Chociaż staram się nie jeść zbyt dużo, już po chwili robi mi się niedobrze. Co za dużo, to niezdrowo.
Czekam, aż inni skończą jeść i nerwowo stukam koniuszkami palców o blat. Stuk, stuk, stuk. Stuk, stuk.
Kiedy każdy się najadł, Keri prowadzi nas do innego przedziału, aby obejrzeć podsumowanie dożynek. Oglądamy inne losowania, jedno po drugim, a ja już wyłapuję moje ofiary i wyszukuję ludzi do pomocy. Po chwili wiem już, kto będzie moim sojusznikiem. Glimmer, olśniewająco piękna blondynka i Marvel, chydy, ale umięśniony szatyn z Pierwszego Dystryktu oraz Ariadne, dziewczyna z niewiarygodnie dużym zielonymi oczami i Dom, wysoki i postawnej budowy, oboje z Czwórki. Zastanawiam się jeszcze nad ciemnoskórym chłopakiem z Jedenastki. Reszta nie jest warta uwagi, zastraszone dzieciaki, które nigdy na oczy noża nie widziały. Jedyną osobą, którą jeszcze zapamiętuję, to dziewczyna z Dwunastki, Katniss która zgłasza się na Głodowe Igrzyska i zajmuje miejsce młodszej siostry. Jest w niej coś, co mnie niepokoi, może wyczuwalna w jej postawie duma. Postanawiam, że to ja będę tą która ją zabije.
Czekam, aż inni skończą jeść i nerwowo stukam koniuszkami palców o blat. Stuk, stuk, stuk. Stuk, stuk.
Kiedy każdy się najadł, Keri prowadzi nas do innego przedziału, aby obejrzeć podsumowanie dożynek. Oglądamy inne losowania, jedno po drugim, a ja już wyłapuję moje ofiary i wyszukuję ludzi do pomocy. Po chwili wiem już, kto będzie moim sojusznikiem. Glimmer, olśniewająco piękna blondynka i Marvel, chydy, ale umięśniony szatyn z Pierwszego Dystryktu oraz Ariadne, dziewczyna z niewiarygodnie dużym zielonymi oczami i Dom, wysoki i postawnej budowy, oboje z Czwórki. Zastanawiam się jeszcze nad ciemnoskórym chłopakiem z Jedenastki. Reszta nie jest warta uwagi, zastraszone dzieciaki, które nigdy na oczy noża nie widziały. Jedyną osobą, którą jeszcze zapamiętuję, to dziewczyna z Dwunastki, Katniss która zgłasza się na Głodowe Igrzyska i zajmuje miejsce młodszej siostry. Jest w niej coś, co mnie niepokoi, może wyczuwalna w jej postawie duma. Postanawiam, że to ja będę tą która ją zabije.
Kiedy relacja się kończy, bez słowa wychodzę z przedziału i idę do swojego pokoju. W połowie korytarza dogania mnie Cato.
- Clove, tak? – pyta. Przytakuję. – Jestem Cato – przedstawia się i wyciąga dłoń w moim kierunku. On chyba mnie nie pamięta, bo zdaje się nie czuć do mnie żadnych negatywnych emocji, których się spodziewałam. – Co myślisz o reszcie trybutów?
- Słabeusze – odpowiadam bez wahania. – Nawet nie starali się udawać, że się nie boją. Nie będę miała kłopotów z zabiciem ich. Chociaż z tym z Jedenastki może być większy problem.
Kiwa potakująco głową i po jego minie poznaję, że również nie miałby nic przeciwko, gdyby z ogromnym chłopakiem z Jedenastki udało się założyć sojusz.
- Też zwróciłaś na niego uwagę?
Kiwam głową.
Kiwam głową.
- Tak. I na ta dziewczynę z Dwunastki, Katniss.
W jego oczach widzę, że on też ją zapamiętał. Z zewnętrznych dystryktów nie pojawiają się ochotnicy, no chyba, że ktoś marzy o samobójstwie i chce zaznać trochę radości i luksusów przed śmiercią, ale Katniss na taką osobę nie wyglądała.
Przez chwilę idziemy w milczeniu.
Przez chwilę idziemy w milczeniu.
- W czym jesteś dobra? - pyta Cato, a ja przenoszę na niego zdziwione spojrzenie. Naprawdę nie pamiętasz?, chcę zapytać, ale w porę gryzę się w język.
- W rzucaniu nożami.
Lekko mnie zaskoczył tym pytaniem, myślałam, że to już wie. Ale czego ja się spodziewałam? Że zapamięta jakaś drobną dziewczynę, która nie potrafiła się z nim dogadać?
Uśmiecha się i otwiera drzwi do swojego przedziału.
Uśmiecha się i otwiera drzwi do swojego przedziału.
- To do jutra – mówi, zamykając je. Przez chwilę wpatruję się w ciemne drewno i nie wiem, co powiedzieć. Głośno wypuszczam powietrze z płuc. Pierwsze koty za płoty.
Idę do swojego pokoju i biorę gorący prysznic. Nie bawię się przyciskami, nie mam na to czasu, siły i ochoty. Wkładam piżamę i szybko włażę pod kołdrę. Rozmyślam o mojej rozmowie z Cato. Zauważyłam, że kiedy mówiłam o Katniss, jego wyraz twarzy się zmienił. Wygląda na to, że nie tylko ja chcę ją zabić.
Idę do swojego pokoju i biorę gorący prysznic. Nie bawię się przyciskami, nie mam na to czasu, siły i ochoty. Wkładam piżamę i szybko włażę pod kołdrę. Rozmyślam o mojej rozmowie z Cato. Zauważyłam, że kiedy mówiłam o Katniss, jego wyraz twarzy się zmienił. Wygląda na to, że nie tylko ja chcę ją zabić.
Więc Keri to niebieska wersja Effi Trinket:)
OdpowiedzUsuńJa to damska wersja niekrytego krytyka;)
Jeśli jesteś niekryta to czego piszesz na Anonimie ;D
OdpowiedzUsuńNo właśnie dlatego, że jest niekryta. Ktoś tu jest idiotą i nie zna znaczeń słów.
UsuńCałkiem fajny rozdział, szkoda tylko że prawie cały początek przepisałaś z książki...
OdpowiedzUsuńW Twoim opowiadaniu: ,,Przez chwilę stoimy w drzwiach wagonu aby kamery nasyciły się naszym widokiem."
A w książce: ,,Przez kilka minut musimy stać w wejściu do wagonu, aby kamery nasyciły się nami."
W Twoim opowiadaniu: ,,Prędkość zapiera dech w piersiach. Nie jedziemy jakimś zwykłym pociągiem tylko jednym z kapitolińskich bolidów! Jeżdżą one ze średnią prędkością czterystu kilometrów na godzinę."
A w książce: ,,Prędkość z początku zapiera mi dech w piersiach. (...) Tym razem nie jedziemy zwykłym pociągiem. Załadowano nas do jednego z kapitolińskich bolidów, podróżujących ze średnią prędkością czterystu kilometrów na godzinę."
W Twoim opowiadaniu: ,,Opiekunka prowadzi mnie do mojego wagonu i informuje mnie, że mogę robić co chcę, włożyć co chcę, wszystko jest do mojej dyspozycji, ale za godzinę mam być gotowa do kolacji."
A w książce: ,,(...) a Effie Trinket informuje mnie, że mogę robić to, na co mam ochotę, włożyć to, na co mam ochotę, wszystko jest do mojej dyspozycji. Tyle że za godzinę mam być gotowa do kolacji."
Fajnie, że ktoś zwrócił na to uwagę. Też to zauważyłam. Możnaby wymienić jeszcze parę podobieństw z poprzednich rozdziałów. Może są pisane innymi słowami, ale wszystko jest praktycznie identyczne jak w książce.
UsuńOgółem rozdział bardzo dobry ;) ale zadaję sobie pytanie czemu niby oni mają mieć jednego mentora? W 12 dystrykcie był tylko 1 pozostały przy życiu zwycięzca, a w drugim było więcej... I czemu dałaś na mentora Lyme a nie takiego Brutusa albo Ebobarie? ;D( to są zwycięzcy z innych igrzysk, brali udział w pierwścieniu ognia), ale jak wsponiałem powyżej rozdział tak czy siak zajebisty :D
OdpowiedzUsuńEnobarię* ;) Bo to jest tak: załóżmy, Hamyitch wygrał 50 Igrzyska, przez pozostale 14 lat nikt, więc to on był mentorem. Katniss i Peeta wygrali 74 Igrzyska więc gdyby odbyły się 76 Igrzyska to oni byliby mentorami.:)
Usuń