Witajcie! Na początku powiem wam, że ten piękny szablon wykonała Christel za co bardzo jej dziękuję. Długo nic nie pisałam i muszę was za to bardzo przeprosić. Codziennie czuję, że
mam coraz mniej czasu na pisanie. Zastanawiałam się czy nie zrobić sobie małego
urlopu od pisania, ale nie potrafię. Zresztą, ten blog i tak niedługo się
skończy. Tak, taka prawda, niedługo historia Clove dobiegnie końca. Ten blog,
jak każdy inny, musi się kiedyś skończyć. Na pocieszenie wam powiem, że
zaczęłam pisać Igrzyska Śmierci oczami Glimmer (mądra ja). Na razie jest tylko
prolog i rozdział 1, ale wszystkich serdecznie zapraszam do ich przeczytania.
Dobra, nie będę wam tu więcej ględzić, tylko przejdę do rozdziału. Oto i on.
_________________________________
Ryk
zwierzęcia sprawia, że zamieram.
Nie potrafię nawet drgnąć, sparaliżowana tym głośnym rykiem. Zmiech zwala mnie z nóg i wbija pazury w moje prawe ramię. Czuję gorącą krew wypływającą z rany oraz ostry, pulsujący ból w ręce. On mnie otrzeźwia, sprawia, że znowu zaczynam myśleć. Łapię za nóż i wbijam go w zwierzę. W ostatniej chwili unikam bliskiego kontaktu z jego pazurami. Zmiech po raz kolejny bierze zamach swoją wielką łapą. Dzięki temu mam czas na zebranie się w sobie i wstanie. Zaczynam szybko cofać się w stronę drzew. Niestety, nie zauważam grubej gałęzi na drodze. Potykam się i po raz kolejny ląduję na trawie. Nóż wylatuje mi z dłoni. Zmiech doskakuje do mnie jednym susem i wbija pazury głęboko w ramiona. Niech to się stanie szybko. Niech śmierć będzie szybka. Zwierzę rozwiera paszczę, ukazując komplet ostrych jak brzytwa kłów. Zaciskam powieki. Nie chcę widzieć własnej śmierci. Oczekuję bólu, ale nic takiego się nie staje. Zamiast tego czuję jak mięśnie łap zmiecha się napinają, co wywołuje u mnie kolejną falę bólu. Ciszę przeszywa zwierzęcy ryk. Potem widok zasłania mi jasnożółta sierść, a cielsko jej właściciela przygniata mnie do podłoża. Zginam rękę w łokciu i wyjmuję pazury miecha z własnego, lewego ramienia. Następnie robię to samo po drugiej stronie, zrzucając z siebie zwierzę. Dopiero teraz tak naprawdę czuję ból. Ramię jest głęboko rozcięte, zdobią je trzy równoległe linie, z których leje się krew. Syczę cicho.
Nie potrafię nawet drgnąć, sparaliżowana tym głośnym rykiem. Zmiech zwala mnie z nóg i wbija pazury w moje prawe ramię. Czuję gorącą krew wypływającą z rany oraz ostry, pulsujący ból w ręce. On mnie otrzeźwia, sprawia, że znowu zaczynam myśleć. Łapię za nóż i wbijam go w zwierzę. W ostatniej chwili unikam bliskiego kontaktu z jego pazurami. Zmiech po raz kolejny bierze zamach swoją wielką łapą. Dzięki temu mam czas na zebranie się w sobie i wstanie. Zaczynam szybko cofać się w stronę drzew. Niestety, nie zauważam grubej gałęzi na drodze. Potykam się i po raz kolejny ląduję na trawie. Nóż wylatuje mi z dłoni. Zmiech doskakuje do mnie jednym susem i wbija pazury głęboko w ramiona. Niech to się stanie szybko. Niech śmierć będzie szybka. Zwierzę rozwiera paszczę, ukazując komplet ostrych jak brzytwa kłów. Zaciskam powieki. Nie chcę widzieć własnej śmierci. Oczekuję bólu, ale nic takiego się nie staje. Zamiast tego czuję jak mięśnie łap zmiecha się napinają, co wywołuje u mnie kolejną falę bólu. Ciszę przeszywa zwierzęcy ryk. Potem widok zasłania mi jasnożółta sierść, a cielsko jej właściciela przygniata mnie do podłoża. Zginam rękę w łokciu i wyjmuję pazury miecha z własnego, lewego ramienia. Następnie robię to samo po drugiej stronie, zrzucając z siebie zwierzę. Dopiero teraz tak naprawdę czuję ból. Ramię jest głęboko rozcięte, zdobią je trzy równoległe linie, z których leje się krew. Syczę cicho.
- Clove –
słyszę czyjś głos. Odwracam głowę od rany. Obok wypalonego już ogniska stoi
Cato. Poznaję go po jego sylwetce. W mroku nie potrafię dostrzec twarzy. Powoli
wstaję i podchodzę do chłopaka. Łapię jeden plecak i wyrzucam jego zawartość na
ziemię. Biorę kawałek jakiejś szmaty i obwiązuję wokół prawego ramienia, by
powstrzymać krwawienie. – Clove – ponownie odzywa się Cato. – Wszystko w
porządku?
Nie odpowiadam.
Dalej zawzięcie szukam jakiś bandaży. W apteczce jest wszystko co niepotrzebne.
Leki na ból głowy, na zabicie gorączki, na zatrucie pokarmowe i wiele innych
drobnych chorób. Maści też jest kilka. Na użądlenia (niestety nie przez osy
gończe), na stłuczenie i na szybsze gojenie się ran. Odrzucam je wszystkie.
Nagle dociera do mnie co przeczytałam. Łapię małą tubkę i przyglądam się jej
jeszcze raz. „Lek wspomagający gojenie się ran”. Uśmiecham się do samej siebie.
na dnie apteczki znajduję też trochę bandaży. Na szczęście je tam umieścili.
Otwieram krem i nakładam trochę na rozcięcie. Momentalnie krzywię się z bólu.
Gdy tylko maść dotyka rany, rozlega się cichy syk, a po ciele rozchodzi się
nieprzyjemne pieczenie. Zaciskam zęby i pokrywam kremem resztę rany. Następnie
bandażuję sobie ramię. Może i na początku bolało, ale teraz czuję wielką ulgę.
Chowam wszystko z powrotem do plecaka i siadam na ziemi. Dopiero teraz znowu
spoglądam na Catona. Chłopak patrzy na mnie z niepokojem. Przynajmniej tak mi
się wydaje. Wstaję i podchodzę do ciała zmiecha. W plecy zwierzęcia wbity jest
nóż. wokół niego sierść jest zakrwawiona. Gęsta ciecz pokryła też po części
trawę.
- Clove –
słyszę znowu głos Catona. Pochylam się i wyjmuję narzędzie z ciała zmiecha.
- To mój nóż
– mówię, wciąż nie patrząc na chłopaka. Dochodzi do mnie ciche westchnienie.
Udaję, że nie usłyszałam tego i spokojnie podchodzę do plecaków. Nóż wycieram w
trawę i wkładam do jednego z nich. Zastanawiam się nad własnym zachowaniem.
Czemu nie chcesz spojrzeć na niego, Clove? – pytam samą siebie. odpowiedź jest
prosta. Jest mi najzwyczajniej w świecie wstyd. Nie potrafiłam pokonać
zwierzęcia. Zmiech okazał się silniejszy ode mnie. Od szkolonego przez całe
życie zawodowca. Od dziewczyny, która świata nie widziała poza salą treningową.
Od świetnie wyszkolonego, młodego mordercy. Od osoby wręcz stworzonej do
zabijania.
- Mogę dalej
stać na warcie – mówię szybko.
- Clove –
szepcze po raz kolejny blondyn. Nie zwracam na niego uwagi.
- Lepiej się
połóż, jutro musimy stąd iść – kontynuuję.
- Clove!
Spójrz na mnie!
Krzyk Catona
sprawia, że milknę. Z przyzwyczajenia odwracam głowę w jego stronę. Od razu
tego żałuję. Nasze twarze dzielą tylko centymetry. Mimo ciemności doskonale
widzę jego niebieskie oczy. Właśnie dociera do mnie, że ta osoba dopiero co
uratowała moje życie.
Przez chwile
tak trwamy. Nie mam odwagi się odezwać lub choćby drgnąć.
- Pytam cię
po raz kolejny i tym razem oczekuję odpowiedzi. Wszystko w porządku?
Zaciskam
usta. Nie wiem co powiedzieć.
- Nic mi nie
jest.
Te słowa
same wypływają z moich ust. Szybko odwracam głowę. Podchodzę do jednego z
plecaków i wyjmuje nóż.
- Postoję na
warcie – informuję Catona i zakładam noktowizory. Nie wiem czy chłopak się
zgadza, ale mnie to nie obchodzi. Chcę choć przez chwilę pobyć sam na sam z
własnymi myślami. Zastanawia mnie czemu organizatorzy nasłali na mnie zmiecha.
Na arenie zostało tylko pięć osób, a i tak trochę ponad dwadzieścia cztery
godziny temu była uczta pod Rogiem Obfitości. Czyżby to i tak było za mało rozrywki
dla Kapitolińczyków? Chyba tak, w innym wypadku organizatorzy woleliby żebyśmy
sami się pozabijali, walczyli miedzy sobą, a nie ze zmiechami. Bo w końcu
właśnie o to chodzi w Głodowych Igrzyskach. Żeby dzieciaki walczyły między sobą
i zabijały siebie nawzajem.
Ziewam
szeroko, powieki same mi opadają. Otwieram szeroko oczy. Nie mogę teraz zasnąć.
Nie mogę. Nie mo…
***
Budzę się
gdy pierwsze promienie słońca oświetlają moją twarz. Mrugam oczami. Kiedy
orientuję się co się stało, gwałtownie wstaję. Odwracam głowę w stronę mojego
sojusznika. Nadal leży tam gdzie wtedy, gdy zasypiałam. Oddycham z ulgą. Dziwi
mnie, że teraz nikt nie wpadł na to by wyeliminować z gry dwóch
najgroźniejszych przeciwników. Na szczęście nadal żyjemy. A przez moją głupotę
mogliśmy umrzeć. Postanawiam sobie w duchu, że już nigdy nie będę tak uparta.
Siadam na ziemi i wyjmuję z plecaka kawałek suszonego mięsa. Powoli żuję go i
spoglądam na błękitne niebo. Nie ma na nim żadnej, nawet najmniejszej chmurki.
Ciekawe jak organizatorzy to robią?
Przyglądam
się maturze, gdy budzi się do życia. Ptaki zaczynają śpiewać, a wiewiórki
beztrosko skaczą po drzewach. Zielone liście szeleszczą cicho na chłodnym
wietrze. Uśmiecham się pod nosem i z głośnym świstem wciągam powietrze. Da się
w nim wyczuć zapach igieł i żywicy.
Siedzę tak
przez kilka minut, a potem niechętnie wstaję i podchodzę do Catona. łapię go za
ramię i lekko potrząsam. Cofam się szybko, w ostatniej chwili unikając
zderzenia z jego pięścią. Widząc zdezorientowanie na jego twarzy, zaczynam
cicho chichotać.
- I co cie
tak śmieszy? – pyta Cato zaspanym głosem. Jest trochę zdenerwowany.
- Ta twoja
mina – odpowiadam, nie przestając się śmiać. Blondyn tylko mruży groźnie oczy.
Bez słowa wstaje i bierze swoje rzeczy. Odwraca się w moją stronę i patrzy
wyczekująco.
- Idziesz? –
pyta lekko zniecierpliwiony. – Mieliśmy się stąd wynosić. Przynajmniej taki był
plan.
Z szerokim
uśmiechem podnoszę z ziemi plecak i podchodzę do Catona.
- Możemy iść
– oznajmiam mu. Cato bez słowa rusza przed siebie, a ja drepczę za nim.
Przedzieramy się przez krzaki z ostrymi gałęziami, które cały czas plączą mi
się we włosy. Co jakiś czas muszę stawać, by wyjąć z nich jakąś większą
gałązkę. Trudno mi się dziwić, że kiedy dochodzę do tej części lasy, w której
krzaków jest o wiele mniej, oddycham z ulgą. Nie mam nic przeciwko drzewom czy
krzewom dopóki nie staną się one denerwujące. A nie czarujmy się, ciągłe
wyjmowanie gałęzi z włosów nie jest zbyt przyjemne, ani nie pomaga w
przedzieraniu się przez las. Do tego strasznie spowalnia, a na arenie czas
odgrywa ważną rolę.
- Jak
myślisz, zdążymy? – pytam Catona, przerywając martwą ciszę. Chłopak wzdycha
głęboko i odwraca w moja stronę.
- A myślisz,
że skąd ja mam wiedzieć o co ci chodzi?!
Przewracam
oczami.
-
Oczywiście, że się pytam czy zdążymy dojść do rzeki przed zmierzchem, a o co
innego mogłoby mi chodzić?
Tym razem
Cato nie odpowiada.
- To zdążymy
czy nie? – pytam po raz kolejny.
- Nie mam
pojęcia.
Świetnie. No
to się dowiedziałam. Jednak postanawiam nic nie mówić i iść dalej. Nie będę
niepotrzebnie denerwowała Catona. nie jest to zbyt bezpieczne. Mimo, że
jesteśmy sojusznikami, nie mogę przestać pamiętać, że organizatorzy mogą w
każdej chwili zmienić zdanie. W końcu to organizatorzy. Nikt nie wie co chodzi
im po głowie.
Nie wiem ile
tak idziemy. Nogi powoli zaczynają mnie boleć. Z każdym krokiem jestem coraz
bardziej zmęczona. Przyczynia się do tego w głównej mierze nierówny grunt, po
którym ciężej się chodzi. Z zaskoczeniem stwierdzam, że mam o wiele słabszą
kondycję niż na początku Igrzysk. Jest to zaskakujące. Przecież odkąd tylko
znalazłam się na arenie, albo zabijam, albo uciekam. Zdawałoby się, że kondycja
powinna mi się polepszyć, a stało się zupełnie na odwrót.
Wzdycham
głęboko. Dzień jest gorący. Nawet słowo „upalny” nie oddaje w pełni temperatury
panującej na arenie. Czuję, że ubranie klei mi się do ciała, a na czoło
wstępują kropelki potu. Mam dość już tego chodzenia. Jedyne o czym teraz marzę
to dojść do tej durnej rzeki wskoczyć do niej. W ubraniu.
- Jak myślisz,
daleko jeszcze do rzeki? – pytam Catona, mając nadzieję, że pytanie jest w
pełni zrozumiałe. Chłopak uśmiecha się szeroko i nagle staje.
- Myślę, że
wcale nie jest do niej daleko.
Odwracam
głowę w stronę, w którą się patrzy. Moim oczom ukazuje się krystalicznie czysta
woda. Uśmiecham się szeroko.
- Wreszcie –
szepczę. Mam ochotę podbiec do rzeki i do niej wskoczyć, ale w ostatniej chwili
się powstrzymuję. Niekoniecznie jesteśmy tu sami. To arena, trwają Igrzyska.
Trzeba by było być kompletnym głupcem by tak po prostu wskoczyć sobie do wody.
Mimo, że zostało już tylko trzech przeciwników, to mimo wielkości areny
najprawdopodobniej skierowali się oni w stronę rzeki. Otwarte przestrzenie nie
są bezpieczne, więc jezioro przy Rogu Obfitości odpada. Jedynym miejscem gdzie
można by było się ukryć i mieć stały dostęp do wody i jedzenia jest właśnie ta
rzeka, jedyna na całej arenie.
Szybko
pochylam się i powoli stawiam kroki, nie chcąc stanąć nawet na najmniejszej
gałązce. Każdy szmer może zdradzić nasze położenie innym trybutom. Cieszę się,
że przypomniało mi się coś ze szkoleń. Dobrze, że zanim zrobiłam to co
chciałam, pomyślałam o konsekwencjach tego czynu. Ostrożnie podchodzę do
srebrzystej tafli wody i chowam się za jednym z krzaków. Ostrożnie zza niego
wyglądam.
- Co… -
zaczyna Cato, ale uciszam go ruchem ręki. Patrzę w prawo i nikogo nie
dostrzegam. Jednak kiedy spoglądam w dół rzeki, kąciki moich ust podnoszą się,
a w oczach pojawiają się niebezpiecznie błyski. Moje przypuszczenia się
sprawdziły. Wcale nie jesteśmy tu sami. Bowiem w oddali dostrzegam kąpiącą się
w wodzie, rudowłosą postać.
Witaj! Jak widzisz mój "Wielki Powrót" na blogspota zaczynam od skomentowania Twojego rozdziału. Naprawdę, bardzo mi przykro, że nie mogłam wyrazić swojej opinii co do poprzedniej części "Igrzysk Śmierci Oczami Clove", ale cóż, takie życie XD
OdpowiedzUsuńMuszę przyznać, że rozdział bardzo mi się podobał (czyli z mojej strony nic nowego). Znalazłam parę powtórzeń i literówek, ale było ich stosunkowo mało, tak że nie przeszkadzały w odbiorze tekstu. Mogłam odpłynąć. Mistrzowsko ukazałaś las, ten opis z wiewiórkami i szeleszczącymi liśćmi podobał mi się najbardziej. Dało się wyobrazić ten krajobraz, nie miałam z tym kłopotów.
Dalej zakończenie. Lubię cliffhangery, oj lubię. Muszę przyznać, że zaskoczyłaś mnie! Byłam pewna, że to Peeta lub Katniss staną na drodze Clove i Cato, a tu taka niespodzianka...
Czekam na więcej i serdecznie pozdrawiam!
Satu
Ojej, dziękuję, miło mi straszliwie ^^
Usuńno bardzo fajnie, jestem ciekawa końca, choć tak bardzo nie chcę żeby się już kończyło. zaczęłam czytać twój nowy blog o Glimmer, serio fajny, a nigdy nie lubiłam Glimmer. xd pisz, pisz, pisz. weny życzę. ♥
OdpowiedzUsuńDziękuję ^.^
UsuńA ja zawsze Glimmer lubiłam, hihi
Weny, weny, weny, weny. Już myślałam, że zobaczy tam jaskinię Peety i Katniss, a tu Lisiczka. Zaskoczyłaś mnie. I jeszcze te rozmowy Cato i Clove. Bajka ♥ .
OdpowiedzUsuńWeny,
S.
PS Twoja Glimmer jest świetna ;)
cóż moge powiedzieć... rozdział jak zwykle zawodowo napisany nie moge się doczekać następnego rozdziału życze ci też weny w pozostałych blogach bo zdaje mi sie że się zacięłaś ale ja się zwykle myle więc mnie nie słuchaj.
OdpowiedzUsuńWeny,weny,weny
Agacia
Zawodowo. Tak poważnie to brzmi :D Dziękuję straszliwie, nie spodziewałam się tak miłej opini
UsuńW końcu się doczekałam! ^^ Na wstępie napiszę, że ten rozdział czytałam jak zaczarowana. Uwielbiam go!
OdpowiedzUsuńOstatnio pisałam, że potrafisz zbudować genialną, dynamiczną akcję. Tak i było tym razem - moment, w którym zmiech rzucił się na Clove czytałam z zapartym tchem. Po prostu genialny! W życiu bym tego tak dobrze nie opisała. Dalej. Kiedy Cato powtarzał imię bohaterki, jakoś strasznie smutno mi się zrobiło. Szok pourazowy, jakbym to pewnie nazwała.
Jak Clove zasnęła, to się przerazilam, że ich ktoś (albo coś) znajdzie i to będzie jej wina. Na szczęście nic takiego nie nastąpiło. (uff)
' - A myślisz, że skąd ja mam wiedzieć o co ci chodzi?!' - moja pierwsza reakcja, to tylko: "Chwila...co?!" dopiero potem to ogarnęłam.
Jeśli chodzi o końcówkę...no masz. Liszka. A tak cholernie ją lubię. Nie zabijaj jej jeszcze ;p
To na tyle. Przepraszam, że tak krótko, ale muszę pisać notkę, chociaż w końcu pewnie się ooczami i dodam ją jutro.
Weny!
Mistic.
*poddam. Cholerny słowniczek
Usuńoooo.. ♥ i ♥ it
OdpowiedzUsuńGenialna notka :D
OdpowiedzUsuńCzytam bloga od początku i przepraszam, że wcześniej nie było komentarzy ode mnie, ale nie próbowałam się zalogować na wordpress i zapomniałam o anonimowym.
Przy okazjii Glimmer świetna,komentarz pozostawiony :)
Liczę, że weźmiesz sobie moją uwagę.
Always
Znowu dopiska. Głupia ja!!!
Usuńpoprawka-"ale nie próbowałam", miało być tam "ale próbowałam"
końcówka "uwagę do serca"
:)
Always
hey :D jak zwykle świetny rozdział, kocham Twoją Clove ♥ czekam na kolejną notkę i zapraszam do siebie na first-hunger-games.blogspot.com
OdpowiedzUsuńTwój blog został oceniony na Oceny-Legilimens.
OdpowiedzUsuńZapraszam do zapoznania się z oceną.
inna
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTwoja Clove jest najlepsza, bardzo mi się podoba twój styl pisania! A tak na marginesie to zapraszam do siebie na Glodowe-igrzyska-alice.blogspot.com
OdpowiedzUsuńKiedy nowy rozdzial?
OdpowiedzUsuńdlaczego to musi być takie genialne????
OdpowiedzUsuńHej :D Jestem wielką fanką twoich blogów. Cieszę się, że Clove nie zginęła jak w filmie. Mam prośbę. Pomogłabyś mi rozsławić trochę blog o Glimmer? Tu masz link: http://igrzyskasmierciglimmer.blog.pl/2013/02/09/igrzyska-smierci-oczami-glimmer-rozdzial-1/ Oczywiście jeżeli nie chcesz to spoko ;) Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział :D Weny życzę.
OdpowiedzUsuńNominowałam Cię do The Versatile Blogger!
OdpowiedzUsuńWięcej informacji na moim blogu pod stroną "Więcej...".
chungwrites.blogspot.com/
Świetne, czekam na kolejny rozdział :)
OdpowiedzUsuń+ zapraszam do mnie http://67igrzyskaoczamijulites.blogspot.com/
Nie mogę się doczekać następnego rozdziału <3
OdpowiedzUsuńNominuję cię do Libster Awards (więcej na: glodowe-igrzyska-alice.blogspot.com)
OdpowiedzUsuńBardzo podoba mi się Twój styl pisania, przeszkadzają mi jedynie fragmenty z książki (oczywiście nie chodzi o ten rozdział, gdzie ich nie ma).
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie, gdzie piszę Igrzyska z perspektywy Peety 6.^
www.thehungergames69.blogspot.com
Pozdrawiam
~ Cassie
Bardzo podoba mi się twòj blog. Przeczytałam wszystko za jednym razem. Życzę ci weny i ze zniecierpliwieniem czekam na następny roździał. I jeszcze raz dużo weny.
OdpowiedzUsuńKiedy kontynuacja ? :DD
OdpowiedzUsuńŚwietne! Poprzednie rozdziały również są genialne. Niecierpliwie czekam na dalszy rozwój wypadków, tak więc życzę weny :)
OdpowiedzUsuńdalej... jeszcze troszkę...
OdpowiedzUsuńSadystka. Torturujesz nas brakiem nowych roździałów.
OdpowiedzUsuńKocham Twój blog :) Chyba mój ulubiony, który opisuje Igrzyska z perspektywy Clove. Ciekawie zmieniłaś bieg wydarzeń ;D Mam nadzieję, ze szybko będzie następny rozdział, bo wczoraj rano przeczytałam wszystkie rozdziały, od samego początku i się po prostu zakochałam ;DD
OdpowiedzUsuńZostałaś nominowana. Więcej na moim blogu: walka-o-wolnosc.blogspot.com
OdpowiedzUsuńhej, mogłabyś napisać kolejny rozdział, bo już ponad miesiąc nie ma twojej Clove <3 ...
OdpowiedzUsuńNominowałam cię do The Versatile Blogger ^-^
OdpowiedzUsuńSzczegóły na http://cato-born-to-die.blogspot.com/
Nominowałam Cię do The Versatile Blogger
OdpowiedzUsuńSzczegóły na http://igrzyska-clove.blogspot.com/
nominowalam cie do the versatile blogger. wiecej na thehungergamesrue69.blogspot.com
OdpowiedzUsuńzapraszam do mnie:)
OdpowiedzUsuńświetny blog, na prawdę! ;*
http://miloscktoraniemakonca.blogspot.com
Jak tak patzrę na te ich zdjęcia to ta piosenka mi pasuje nie mam pojęcia czemu........http://www.youtube.com/watch?v=Ahf2B_eZUc4&list=TLN3aEoTlUixo
OdpowiedzUsuńTwój blog jest fantastyczny! Naprawdę masz talent do pisania .
OdpowiedzUsuńTwój blog jest na razie najlepszym blogiem o Clove jaki czytałam ;)
Chyba się nie obrazisz , że zapromowałam cię na moim blogu ? :)
Zapraszam również do mnie , dopiero zaczynam
http://igrzyskasmiercioczamipeety.blogspot.com/
blagam!!!!!!!!! dalej dziewczyno dalej..
OdpowiedzUsuńOch pisz dodawaj już bo nie umię wytrzymac!
OdpowiedzUsuńNominowałam cię do Versatile Blogger Award, ale nie wiem o co w tym chodzi xD
OdpowiedzUsuńhttp://so-i-am-breaking-the-habit.blogspot.com/2013/04/versatile-blogger-award.html
Prosze wyślij mi zaproszenie na bloga o Błyskotce bo inaczej nie mg wejsc. P.s co do rozdziału jak zwykle genialny
OdpowiedzUsuń