2.10.2012

ROZDZIAŁ 16

Ktoś siedzący w wodzie chyba nas widzi. Osoba wstaje i biegnie w przeciwną stronę. Momentalnie ruszam w pogoń za tym kimś. W lesie po drugiej stronie nie ma już dymu, więc widzę ją dokładnie. Gonię Katniss Everdeen
-Cato! –krzyczę chrapliwie w biegu. Chłopak jest tuż za mną. Jesteśmy coraz bliżej dziewczyny. Ta chyba wyczuwa zagrożenie, bo zaczyna się wdrapywać na wysokie drzewo. Widać, że sprawia jej to ból. Kiedy podbiegamy do pnia, Katniss jest na wysokości zaledwie siedmiu metrów. Przez chwilę stoję i przyglądam się jej badawczo. Zapamiętuję każdy szczegół jej twarzy. Nie jest zbyt ładna. Brązowe włosy, szare oczy. Niczym się nie wyróżnia spośród innych. Nawet siłą.
Z nami nie ma szans. Sama na całą szóstkę, pięciu zawodowców i Kochasia. Uśmiecham się pogardliwie. Jest w pułapce. Nie może stąd uciec. Nagle na twarzy Katniss pojawia się uśmiech.
-Co tam u was? –pyta pogodnie. Robi to dla widzów. Od razu pochmurnieję.
-Może być –odpowiada swobodnie Cato. –A u ciebie?
-Ostatnio było trochę za ciepło jak na mój gust –mówi dziewczyna. Oczywiście, chce rozbawić mieszkańców Kapitolu. Gra na zwłokę. Wie, że nie ucieknie. –Tu, na górze, jest bardziej przewiewnie. Może wpadniecie wizytą?
-Chętnie –oznajmia chłopak.
-Cato, weź to –mówi Glimmer, podsuwając mu srebrny łuk i kołczan ze strzałami. Na twarzy dziewczyny w ogniu widzę złość. Od razu zaczynam rozumieć czemu jest wściekła. Ona umie strzelać. To pokazała organizatorom. Widząc wyraz jej twarzy, jestem tego pewna. Uśmiecham się lekko. Na arenie jest tylko jeden łuk. Należy do nas. Żeby go zdobyć, będzie musiała nas pokonać. A to jest niemożliwe.
Cato odpycha od siebie srebrną broń.
-Nie-warczy. –Lepiej sobie poradzę mieczem.
Zza pasa wyjmuje nóż o krótkim i ciężkim ostrzu. Powoli wdrapuje się na drzewo. Kiedy jest na wysokości pięciu metrów, Katniss wchodzi wyżej. Pokonuje jakieś dziesięć metrów. Wtedy słychać głośny trzask. Cato wraz z ułamaną gałęzią spada na ziemię. Przez chwilę czuję strach. Boję się, że coś mu się stało. Jednak Cato wstaje i klnie pod nosem. Glimmer nie wytrzymuje. Podchodzi do pnia i zaczyna się wspinać. Staje dopiero kiedy gałęzie zaczynają łamać się pod jej ciężarem. Wtedy postanawia zastrzelić Katniss. Nie liczę na sukces. Dziewczyna beznadziejnie obchodzi się z łukiem. Jedna ze strzał wbija się w gałąź nieopodal Everdeen. Dziewczyna wyjmuje ją i macha zdobyczą.
Glimmer schodzi i podchodzi do nas.
-Co teraz zrobimy? –pyta Marvel. –Jest za wysoko.
Cato patrzy na mnie.
-Clove, zdołałabyś się tam wdrapać? –pyta z nadzieją w głosie.
-Nie sądę, żeby gałęzie mnie utrzymały. Ona jest o wiele lżejsza ode mnie –odpowiadam. Mówiąc ona mam na myśli Katniss.
-Musimy ją zabić! –oznajmia stanowczo Cato. Zgadzam się z nim całkowicie.
-Ale jak? –pyta Glimmer.
-Może strzel z łuku? –mówię przesłodzonym tonem. Dziewczyna posyła mi mordercze spojrzenie.
-A może ty przestałabyś się wymądrzeć i coś wymyśliła? Jak dotąd nic nie zrobiłaś, tylko cały czas narzekasz.
Te słowa mnie denerwują.
-Ja nic nie zrobiłam, tak? A może odświeżyć ci pamięć? –pytam, patrząc na nią mściwie. –Albo mam jeszcze lepszy pomysł –warczę i wyjmuję nóż z zamiarem rozprawienia się z Glimmer raz na zawsze. Cato łapie mnie za rękę. Nie spuszczając ze wzroku blondynki wyrywam się z jego uścisku.
-To co w końcu zrobimy? –pyta Marvel szybko. Nikt nie chce mu odpowiedzieć. Cały czas wpatruję się w Glimmer ze złością. Cato mnie obserwuje. Nie spuszcza ze mnie wzroku, na wypadek gdybym znowu miała zamiar zaatakować. Zaczyna się ściemniać. Czyli nic już dzisiaj nie zrobimy.
-Ech, lepiej ją tam zostawmy na górze. I tak nigdzie się stamtąd nie ruszy. Rozprawimy się z nią rano.
To Peeta wypowiada te słowa. Ma rację. Dziewczyna i tak nie może zejść, bo wtedy ją zabijemy.
-Idę po drewno –mówię i odchodzę. Idę do jednego z drzew, którego gałęzie rosną nisko, zaledwie metr nad ziemią. Wyjmuję jeden z noży, z piłką, i zabieram się do odcinania gałęzi. Idzie mi to sprawnie. Z łatwością odcinam kilka dużych gałęzi.
Wracam do drzewa na którym ukryła się Katniss. Kładę drewno na ziemi i zabieram się do rozpalania ogniska. Po chwili płomienie oświetlają część lasu. Siadam przy jakiś krzakach. Z nudów zabijam kilka jaszczurek. Słychać hymn, na niebie pojawia się godło Kapitolu. Dziś znowu nikt nie zginął.
-Glimmer, ty pierwsza będziesz stała na warcie –słyszę głos Catona. Dziewczyna kiwa głową.
-Jeszcze cię zabiję –mruczę cichutko. Kładę się i zasypiam.
***
Budzę się z przeczuciem, że dzieje się coś niedobrego. Wstaję. Czuję bolące ukłucie na szyi. Z przerażeniem zauważam, że gniazdo os gończych spadło na ziemię. Wszystkie owady wzięły nas za swój cel. Zabieram plecak ze swoim dobytkiem i uciekam.
-Do jeziora! –krzyczy Cato. Zmierzam właśnie tam. Za sobą słyszę rozpaczliwe krzyki Glimmer.
Wybiegam z lasu. Widzę jezioro. Rzucam plecak i zanurzam się w wodzie. Po kilku minutach osy odlatują. Z ulgą wychodzę z wody. Na szyi i nodze mam dwa ogromne bąble. Trucizna sprawia, że jestem lekko otępiała. Rozglądam się dookoła. Widzę Catona, Marvela i Peetę wychodzących z wody.
-Gdzie Glimmer? –pyta Cato. Przypominam sobie jej krzyki. Grobowym tonem wypowiadam dwa słowa.
-Nie żyje.

5 komentarzy: