12.12.2012

ROZDZIAŁ 22

Zapraszam wszystkich na moją stronkę na facebooku KLIK I znowu mam nowy szablon za który dziękuję Venezuel z Szablonownicy
_____________________________

Gdy tylko dochodzi do mnie krzyk, moje mięśnie reagują zanim zdążę pomyśleć co robię. Nogi odmawiają mi posłuszeństwa, nie chcą się zatrzymać. Biegnę w stronę z której pochodzi krzyk, wbrew własnej woli. Mijam drzewa, krzaki, nic nie ma znaczenia. Nawet moja decyzja. Jakaś niewidzialna siła każe mi biec, uratować dziewczynkę, o ile ta jest w niebezpieczeństwie.
Po kilkudziesięciu metrach krzyk staje się wyraźny.
-Katniss! Katniss!
To właśnie Rue wzywa na pomoc dziewczynę, która igra z ogniem. Mojego największego wroga. Osobę, którą pragnę zabić od samego początku. Mimo to nadal coś uparcie każe mi biec. Ostre gałęzie drzew rozcinają mi skórę, drapią twarz. W tym samym momencie powietrze rozdziera inny krzyk.
-Rue!
Dobrze znam głos osoby, która to mówi. Śni mi się, a ja, pragnąc zemsty, słyszę go całymi dniami. Katniss Everdeen. I to jest bliżej niż by mi się mogło wydawać. Odwracam głowę w prawo. Z trudem odróżniam sylwetkę dziewczyny na tle drzew.
-Rue! Biegnę do ciebie! –wrzeszczy na całe gardło, mając nadzieję, że coś zdziała.
 Biegnę dalej, ale nie spuszczam Dwunastki z oka. Tak właśnie ją sobie nazwałam.
Wymijam drzewa i wykazuję się dużą zwinnością. W jednej chwili staję za wielkim i rozległym krzakiem z mnóstwem liści. W tym miejscu zaczyna się wielka polana na której leży Rue. Dziewczynka cała jest zaplątana w sieci. Z trudem wyciąga rękę przez dziurę i cicho szepce imię Katniss. Nim zdążę jakkolwiek zareagować, choćby krzyknąć, oszczep przeszywa jej ciało. Stojący nad Rue Marvel, nie zdąża nawet wyjąć narzędzia z jej brzucha. Pada na kolana i wyciąga strzałę ze swojego gardła, którą wystrzeliła Katniss. Tym samym skraca swoje życie, topi się we własnej krwi. Wcale się nie przejmuję jego losem. Nigdy nie łączyła nas żadna więź, ba, nawet go nie lubiłam. Teraz czuję tylko płonącą nienawiść do tego chłopaka. Mam ochotę wybiec z ukrycia i rozerwać go na strzępy. Nie obchodzi mnie, że nie żyje. Po prostu czuję, że muszę dać upust swojej złości.
Huk z armaty mnie uspokaja, zaczynam myśleć normalnie. Słyszę ciche głosy Katniss i Rue.
-Musisz zwyciężyć –słyszę głos małej, ciemnoskórej dziewczynki.
-Zwyciężę. Teraz zwyciężę dla was obu –odpowiada Everdeen bez wahania.
-Nie odchodź –szepce jeszcze mała.
-Nie zamierzam. Zostanę przy tobie.
Dwunastka kładzie głowę Rue na swoich kolanach. Wpatruję się w nie i czuję ból.
-Zaśpiewaj.
Nie jestem pewna czy brązowowłosa to powiedziała, czy też jest to tylko wytwór mojej wyobraźnie. Ale po chwili słyszę piękny głos Katniss Everdeen z trudem wydobywający jakiekolwiek dźwięki.

W oddali łąki, wejdźże do łóżka,
Czeka tam na cię z trawy poduszka.
Skłoń na niej główkę, oczęta zmruż,
Rankiem cię zbudzi słońce, twój stróż.

Tu jest bezpiecznie, ciepło jest tu,
Stokrotki polne zaradzą złu.
Najsłodsza mara tu ziszcza się,
Tutaj jest miejsce gdzie kocham cię.

Słowa piosenki są znajome. Już kiedyś ją słyszałam, bardzo dawno temu, w lepszych czasach. Czuję jak wracają mi wspomnienia z lat w których rodzice o mnie pamiętali, kiedy chyba nawet mnie kochali. Z trudem powstrzymuję napływające do oczu łzy. Widzę połyskujące krople spływające po policzkach Katniss. Wiem, że zaraz to się stanie. Zaraz znowu usłyszę huk armatni. Nadleci wielki poduszkowiec i zabierze dwie osoby. One już tu nie wrócą. Ich problemy przestaną istnieć.
Widzę jak Katniss przełyka ślinę i śpiewa dalej.

Poblask miesiąca spłynie w mrok łąk,
Okryj się liśćmi, weź je do rąk.
W niepamięć odpuść kłopotów moc,
Znikną na zawsze, gdy minie noc.

Tu jest bezpiecznie, ciepło jest tu,
Stokrotki polne zaradzą złu.

Ostatnie dwa wersy są ledwie słyszalne.

Najsłodsza mara tu ziszcza się,
Tutaj jest miejsce gdzie kocham cię.

Cały świat nieruchomieje na kilka sekund. Wtedy wszystkie koso głosy zaczynają śpiewać tę piosenkę. W ich wykonaniu brzmi ona cudownie i pięknie, tak… magicznie. W tym samym momencie rozlega się huk wystrzału z armaty. Oznajmia on śmierć Rue. Zaciskam powieki. Przeszywa mnie ból, tak wielki, że mam ochotę krzyczeć, wydzierać się na całe gardło. Pojmuję jedną rzecz. Lubiłam Rue, przypominała mi najgorsze chwile w moim życiu. Chciałam jej pomóc, bo była tak samo bezradna jak ja kiedyś. Czułam do niej sympatię, chociaż obiecałam sobie, że będę unikać takich sytuacji. Na arenie można odczuwać tylko nienawiść, bo prędzej czy później ci, na których nam zależało umrą. Po co sprawiać sobie niepotrzebny ból, osłabiać samego siebie? a ja do tego dopuściłam. I to w dwóch przypadkach. Mogę udawać, że nic się nie stało, ale to nic nie zmieni. Nadal będę odczuwała ból, bez względu na to czy tego chcę czy nie.
Widzę ja Katniss odchodzi, ale po chwili wraca, z kwiatami w ręku. Powoli zdobi ciało Rue, zasłania ranę na brzuchu, zdobi płatkami włosy. Przyglądam się jej i po raz pierwszy w życiu nie czuję chęci zabicia jej.
Everdeen podnosi się z ziemi i cofa się o krok. Po raz ostatni patrzy na leżącą na ziemi ciemnoskórą dziewczynkę.
-Żegnaj, Rue –słyszę jej płaczliwy głos. Odwraca się i odchodzi, nie patrząc za siebie. wszystko dookoła milknie. Widzę ciemny kształt na tle nieba. Poduszkowiec. Metalowe ramię powoli zbliża się do ziemi i łapie Rue. Wciąga ciało dziewczynki i martwego Marvela na pokład. Kiedy odlatuje, ptaki ponownie zaczynają śpiewć.
Wchodzę na polanę i staję na samym środku. Nadal są tu ślady krwi. Czuję smutek i wściekłość jednocześnie. Padam na kolana, prosto w kałużę krwi, wciąż ciepłej. Łapię się za głowę i wydaję z ciebie przeraźliwy i głośny ryk złości i żalu. Wymierzony w Kapitol.
___________________________

Z lekkim opóźnieniem, ale dodaję :)
Pozdrawiam

13 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Jej, naprawdę? To chyba dobrze, bo oto mi chodziło

      Usuń
  2. Na prawdę cudownie to opisałaś, ryczałam jak bóbr.. ; < Pisz dalej i życzę duużo weny. ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Łał! Wspaniały, cudowny, wzruszający rozdział nam zafundowałaś! Nigdy nie myślałam, że Clove może rozpaczać po śmierci Rue. A opisałaś to w sposób równie smutny, co S. Collins w książce. Lubię smutne rozdziały/ opowieści/ muzykę i tylko przez to, że to muzyka działa na mnie bardziej niż słowo pisane/ filmy się nie popłakałam. Byłam przygnębiona, smutna a to już coś :> Pisz dalej, proszę! I może wspomniałabyś, co u Cato i innych? Bo jakoś tak słuch o nich zaginął ;)
    Pozdrawiam!
    PS. U mnie nowy rozdział! Nie pamiętam, czy to Ciebie miałam informować, czy nie, ale mam prośbę: czy mogłabyś powiadamiać mnie o nowych rozdziałach? Byłabym wdzięczna! :>

    OdpowiedzUsuń
  4. Tego mi brakowało u Collins: Clove, która staje się cichym obserwatorem wielu zdarzeń. Podziwiam. Co do poprzedniego rozdziału, a właściwie notki pod spodem: nie kończ tego tak jak w książce. Zaskocz nas!

    OdpowiedzUsuń
  5. Super, cudownie piszesz!: ) Ale mam taką małą prośbe czy mogłabyś nie powtatzać tak wielu fragmentów z książki? Jeśli tak to strasznie ci dziękuje a jeśli nie to trudno i tak bd świetnie: )

    OdpowiedzUsuń
  6. clove taka łagodna i litościwa. Normalnie kobieta pełna uczuć :)

    OdpowiedzUsuń
  7. To było piękne <3

    OdpowiedzUsuń
  8. No świetnie. Kolejny raz płaczę. Uwielbiam ten rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  9. Łzy po raz kolejny napłynęły mi do oczu czytając twój blog

    OdpowiedzUsuń
  10. Jeny płakałam na tym rozdziale

    OdpowiedzUsuń