17.12.2012

ROZDZIAŁ 23

Witajcie. Oto kolejny rozdział o mojej drogiej Clove. Cieszę się, że poprzedni rozdział was wzruszył. Oto mi chodziło, a sama nie mogłam tego sprawdzić, bo jestem strasznie nieczułą istotą.
Zapraszam wszystkim na moją stronkę na facebooka. KLIK Podaję tam informacje o nowych notkach.
Mam do was małą prośbę. Jeśli przeczytaliście, skomentujcie. To dla mnie bardzo ważne, bo chcę wiedzieć ile osób czyta te moje wypociny. A i jeszcze jedno. Kolejna notka pojawi się już w środę :D
________________________________

Krzyczę i krzyczę, wydzieram się na całe gardło. Nie obchodzi mnie fakt, że każda osoba znajdująca się na arenie słyszy mnie doskonale, że niedaleko jest Katniss Everdeen i w każdej chwili może tu przyjść, aby mnie wykończyć. Nie zwracam uwagi na to, że to co robię jest po prostu głupie. Muszę jakoś wyrazić to co czuję. A czuję wściekłość i smutek.
Wraz z wrzaskiem ulatuje ze mnie cały żal, cała złość. Pomaga mi się to uspokoić. Kiedy powietrze ulatuje mi z płuc, milknę. Kiedy tylko zapada cisza, nie czuję już nic oprócz wielkiej, bezdennej pustki, która mnie otacza, opanowuje całe moje ciało. Nie mam jak przed nią uciec. Nawet tego nie chcę.
Kładę ręce na ziemi.  Pozwalam jednej, perłowej łzie spłynąć po moim policzku. Oddycham głęboko i w myślach wciąż powtarzam dwa słowa. Wdech, wydech, wdech, wydech. I tak w kółko. Przestaję dopiero po jakiejś minucie. Właśnie wtedy wyczuwam w powietrzu zapach rdzy pomieszany z solą. Patrzę w dół, na ziemię. Marszczę lekko nos. Właśnie siedzę na środku wielkiej kałuży z ludzkiej krwi. Nigdy jej widok mnie nie brzydził, ale fakt, że kiedyś należała ona do Marvela przyprawia mnie o dreszcze.
Szybko podnoszę się z trawy. Patrzę z obrzydzeniem na własne dłonie i ubranie. Śmiało mogę powiedzieć, że cała jestem szkarłatna. Szybko łapię plecak i idę do rzeki. Czuję, że muszę się umyć. Nie mam zbyt wielkiej ochoty mieć do czynienia z czymś co kiedyś należało do Marvela, tego idioty i bezmózga. Tego mordercy. Chłopaka, który bez żadnych skrupułów zamordował małą dziewczynkę. Zaciskam powieki, czując wielką bezsilność. Uświadamiam sobie jedną rzecz. Że w żadnym stopniu nie jestem lepsza niż Marvel. Jestem od niego o wiele gorsza. Zabiłam wiele osób, pragnę śmierci jednej, a to wszystko żeby wygrać te durne Głodowe Igrzyska. Dla zwycięstwa jestem nawet gotowa zabić jedyną osobę którą kocham. Mogę śmiało powiedzieć, że jestem, bez zbędnych ozdobników, potworem. Zauważam to dopiero teraz, pomimo, że byłam nim przez całe życie.
Ściągam plecak z pleców i rzucam nim o ziemię. Nie wiem czemu tak robię. Podchodzę do rzeki i ochlapuję twarz zimną wodą. Ze świstem wypuszczam powietrze z płuc. Ściągam koszulkę i spodnie, buty stawiam na kamieniu. Wchodzę do strumienia i spłukuję z siebie lekko zaschniętą krew. Następnie myję ubranie. Woda staje się czerwonawa. Kiedy wychodzę z rzeki, czuję się jak nowonarodzona. Tak jakby wszystkie złe wspomnienia odpłynęły wraz z nurtem.
Ubieram się w mokre spodnie, zakładam wilgotną koszulkę. Dzień jest gorący, więc na pewno szybko wyschną.
Siadam na gorącym kamieniu. Promienie słońca padają na moją twarz, oświetlają włosy i suszą je. Ostrza noży błyszczą diamentowym blaskiem. Wokoło mnie biegają zwierzęta, skaczą króliki. Jakaś wiewiórka siada mi na nodze. Nie zwracam na nią uwagi, nawet się nie ruszam. Patrzę tylko tępym wzrokiem w przestrzeń. Moja głowa pełna jest różnych myśli, a jednocześnie ich pozbawiona. Czuję się… dziwnie. Tak pusto,  jakby wszystko co kiedyś było we mnie, umarło. Tak jakby umarła część mnie. Próbuję zrozumieć dlaczego tak przejęłam się śmiercią tej małej Rue. Po kilkunastu minutach zaczynam to rozumieć. Wszystko sprowadza się do pierwszego dnia Igrzysk i mojego wspomnienia. W moich oczach Rue była mną, małą i bezbronną dziewczynką, którą zaatakował ktoś znacznie silniejszy od niej. Tylko, że jej nie miał kto obronić. Dlatego zabiłam Doma. Żeby ją uratować. Żeby uratować samą siebie.
Chowam twarz w dłonie. Powstrzymuję napływające do oczu łzy. W tej chwili żałuję, że w ogóle się urodziłam. Byłam głupia, byłam idiotką, która nie szanowała własnego życia. Dobrowolnie poszłam na pewną śmierć. A najgorszy jest powód tego wszystkiego. A mianowicie zaimponowanie własnym rodzicom. Jedynym osobom, które mnie kochają, które będą rozpaczać po mojej śmierci. Właśnie dlatego moja matka błagała mnie żebym się nie zgłaszała. Bo mnie kocha. Szkoda, że zauważam to dopiero teraz.
Z tych rozmyślań wyrywa mnie głos Claudiusa Templesmitha.
-Uwaga trybuci! Nastąpiła mała zmiana zasad!
Zmiana zasad? Przecież na arenie w ogóle ich nie ma. Musimy tylko pamiętać, żeby nie schodzić z metalowych tarczy przez pierwsze sześćdziesiąt sekund. No i żeby się nawzajem nie zjadać, bo Kapitolińczycy nie przepadają za kanibalizmem.
-Od tego momentu, zgodnie z nowymi zasadami, może zwyciężyć aż dwójka trybutów. Ale pod jednym warunkiem. Muszą pochodzić z tego samego Dystryktu.
Claudius zawiesza głos. Przez chwilę wpatruję się ze zdziwieniem w niebo. Nie potrafię zrozumieć tej zmiany. Dwójka zwycięzców? Tylko dwadzieścia dwa trupy? Przecież to sprzeczne z naturą Kapitolu.
-Powtarzam po raz kolejny. Jeśli ostatnimi przetrwałymi jest dwójka trybutów z tego samego Dystryktu, obydwoje zwyciężają. Ta dwójka opuszcza arenę. Wtedy ginie tylko dwudziestu dwóch trybutów. A więc powodzenia trybuci. Wesołych Głodowych Igrzysk! Niech los zawsze wam sprzyja!
Głos Claudiusa milknie. Znowu zapada cisza. A ja wciąż myślę o tym co powiedział Templesmith. Nie zwyciężę sama. W drodze do domu może towarzyszyć mi jedna osoba. I tą osobą jest Cato.
Zrywam się z kamienia i zarzucam plecak na plecy. Bez zastanowienia ruszam przed siebie. myślę tylko o jednym. Muszę go znaleźć. Muszę odnaleźć Catona.
Nogi same mnie prowadzą. Nie wiem gdzie idę, ale jestem pewna, że dotrę tam gdzie trzeba. Mijam kolejne drzewa, odgarniam ostre gałęzie. Nagle widzę światło prześwitujące przez liście. Staję na granicy lasu i wielkiej polany. Złoty Róg Obfitości połyskuje w świetle dnia, krystaliczna woda jeziora tworzy przepiękne lustro. Ale mnie nie obchodzi Róg ani jezioro. Jedyne co zauważam to blond czupryna wysokiego i umięśnionego chłopaka. Cato.

13 komentarzy:

  1. Aww, nowy rozdział :) Dziwnie się poczułam, gdy zobaczyłam że dodałaś go zaledwie piętnaście minut temu ;)
    W każdym razie, przechodzę do konkretów.
    Clove, podobnie jak Debby z "Śpiewu Kosogłosa" została tu pokazana w bardziej "ludzki sposób". Rozpaczała po śmierci Rue, jakby to była jej siostra. I bardzo dobrze, dodało to Twojemu opowiadaniu kolejnego wątku. Z resztą baaardzo emocjonującego. Twoje opisy są świetne- nie przeginasz: mają odpowiednią długość i nie są przegadane :)
    Nie powiem, w tym rozdziale nieźle mnie zaskoczyłaś, mimo iż wiedziałam, że musi do tego dojść: ogłoszenie Claudiusa. Moją pierwszą myślą po przeczytaniu tego było, wyjątkowo naiwne z resztą: ooo, mogą wygrać! Zaraz potem przypomniałam sobie, że chwile później Clove umiera. I teraz pytanie: czy masz zamiar zakończyć fabułę w momencie w którym trybutka z Dwójki umiera, czy raczej nie? Ponieważ jeśli tak, to wolę być na to przygotowana!
    Podsumowując: rozdział jak zwykle świetny, i z niecierpliwością czekam na kolejny!
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ledwo dodałam rozdział, a już komentujesz :D
      Jak na razie nadal nie jestem pewna jak tą historię zakończę. A jak się zdecyduję to zachowam to w tajemnicy, żeby was potrzymać w napięciu, heheh.
      To dobrze, że moje opisy są odpowiedniej długości.
      A więc czekaj na ten rozdział, czekaj :) Do zobaczenia w środę

      Usuń
    2. Po prostu siedziałam nad wybitnie nudnym zadaniem z fizyki i mniej więcej w środku rozwiązywania naszło mnie, aby odwiedzić wszystkie blogi, na które zaglądam :P
      No, to ciekawe :) ja zawsze wiem, czy bohater umrze, czy też nie. Nie ważne, co stanie się pomiędzy. Kwestię: "żyć czy nie żyć" rozstrzygam na początku. :) W sumie dobrze, że tutaj nie napiszesz, jak potoczą się dalsze losy Clove. Nie miałoby to sensu. Autor nigdy nie zdradza takiej tajemnicy. :)
      No tak, opisy to ważna rzecz. Gdybyś zarzuciła mi Sienkiewiczem, to bym powiedziała "nie dziękuję". Ale z drugiej strony: bez świata przedstawionego, to też trochę kiepsko :)
      PS.Fajny śnieg :P

      Usuń
  2. śietny rozdział jestes moim osobistym guru uwielabiam to jak piszesz :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jasne, jasne.. to nie są wypociny, piszesz rewelacyjnie. Nie czytałabym tego gdyby nie było takie świetne.. Z wielką niecierpliwością czekam na kolejne rozdziały.. nawet nie zauważyłam jako takich błędów.. wszystko jak najlepsze.. powodzenia i duuużo weny. ♥

    OdpowiedzUsuń
  4. Piszesz, że jesteś strasznie nieczuła, a to wszystko takie przesłodzone jest -.-

    OdpowiedzUsuń
  5. taka Katniss z drugiego dystryktu. Ale jest ok

    OdpowiedzUsuń
  6. trochę zbyt dobra stała się bohaterka. Ale i tak czytam dalej !!!!! NN

    OdpowiedzUsuń
  7. Jestem twoją ogromną fanką :-* Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  8. Jestem tw wielką fanką :-* Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  9. Duzo osób czyta te twoje fajne wzpociny

    OdpowiedzUsuń